2013.05.18 – Puławy – XC

2013.05.18Są w kolarstwie pewne rzeczy, których podważać nawet nie wypada. Jedną z nich jest prestiż Grand Prix Puław MTB. Kto mieszka na Lubelszczyźnie i nigdy nie startował w tej imprezie, ten nie ma prawa nazywać się kolarzem górskim. Jest to wyścig, w którym trasa często oznaczona jest zielonymi wstążkami i żeby się na niej nie zgubić należy co najmniej 2-3 razy uważnie przejechać ją przed startem. Wyścig, na którym trasę obstawiają panowie siedzący na wędkarskich fotelach, często palący papierosa i jakimś badylem odganiający się przed komarami. Wyścig, wymagający niezwykłej czujności, przede wszystkim na starcie, który następuje zawsze w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Wyścig praktycznie szerzej nieznany, ale za to taki, na którym zawsze zjawia się czołówka lubelskiego MTB. Jeśli ktoś wybiera się do Puław to może być pewien, że zajęcie dobrego miejsca wymagać będzie od niego nie lada wysiłku, ale także odrobiny szczęścia, gdyż łatwo tu nie tylko o pomylenie trasy, ale także o przecięcie opony.

Na ten sezon zaplanowano 8 edycji „Grandprixa”, w których będziemy walczyć o tytuł mistrza świata i okolic. W ostatnią sobotę odbyła się tegoroczna druga odsłona, dla mnie pierwsza. W Parku Jordanowskim, gdzie jak zwykle zlokalizowane było biuro zawodów, nie mogło zabraknąć tradycyjnych pytań: „ile jest podbiegów?” (to do zawodników) i o „której tym razem start?” (do sędziów). Są to pytania przez stałych bywalców zadawane raczej „dla sportu” i podtrzymania tradycji, gdyż w obydwu przypadkach odpowiedź nigdy nie jest wiążąca. Tym razem dla większości zawodników podbiegi były akurat dwa na rundę, poza tym pętla była jedną z łatwiejszych jakie przyszło mi tam jechać. Moją uwagę zwraca świetne jak na Czempionat oznakowanie trasy – oprócz wstążeczek, na kilku zakrętach rozciągnięte były biało-czerwone taśmy, jest coraz bardziej pro ;)

Jeśli chodzi o sam wyścig to rozpisywać się zanadto nie będę. Startujemy wszyscy razem (seniorzy, juniorzy i kobiety) ok. 10:50. Ja zajmuję strategiczne miejsce w pierwszej linii, koncentracja na maksa, błyskawiczne wpięcie w pedały, atomowy start i ku swemu ogromnemu zaskoczeniu do lasu wjeżdżam na drugim miejscu, zaraz za Damianem. Jedziemy tak większość pierwszej pętli i dopiero pod jej koniec wyprzedza mnie kilka osób i wracam na swoje miejsce w szeregu. Drugie okrążenie to niewielkie przetasowania, ostatecznie przede mną jedzie 7 osób (5 w mojej kategorii 17-30 lat), a ja wraz z Robertem uciekam przed Szymkiem i resztą. Po 4. lub 5. okrążeniu już nie widzimy ich za sobą zjeżdżając ze stadionu, więc możemy jechać spokojniej. Mijamy także Dungora i Kamila Grendę, którzy zaliczyli defekty. Większość czasu prowadzę nasz dwuosobowy mini-pociąg, Robert co jakiś czas wychodzi na krótkie zmiany dając mi odpocząć. Ostatnie dwa okrążenia to już dublowanie zawodników z końca stawki i po 7 pętlach wjeżdżam na metę 6. open i 4. w kat., przed Robertem, ale za Markiem, Michałem, Damianem, Braniem i Kuczym. Wyścig trwał tylko 50 minut (mój czas), ale radość z rywalizacji wypiera z naszych twarzy zmęczenie i rozemocjonowani jeszcze przez kilka minut wymieniamy wrażenia.

Podsumowując: jak zwykle było fajnie, pogoda dopisała, frekwencja także i za te kilkanaście złotych na dojazd i jakieś banany (wpisowego oczywiście brak) można było zaliczyć bardzo dobry wyścig. Jeśli ktoś przymierza się do ścigania, ale nie chce zaczynać od dalekich i drogich maratonów to powinien 15 czerwca przyjechać do Puław na kolejny „Puchar Świata”. Ja się oczywiście wybieram :)