Ponieważ wyjazd na finał Cyklokarpat w Jaśle nie wypalił, w ostatniej chwili zdecydowałem się na start w puławskim Czempionacie. Na miejscu okazało się, że będzie to najmocniej obsadzony GrandPrix w tym roku. W Elicie oprócz Tomka Bali tradycyjnie Michał Janiszek oraz po raz pierwszy bracia Ziółkowie z BSA – jak widać kolejni zawodnicy zaczynają doceniać prestiż tych zawodów ;)
Przed wyścigiem w ramach rozgrzewki objeżdżam dwa razy trasę, która tym razem poprowadzona jest zupełnie inaczej. Nowe ścieżki, kilka ostrych zakrętów a do tego miejsca, w których jest bezpośredni kontakt wzrokowy z grupami jadącymi z przodu/z tyłu, co zdecydowanie uatrakcyjnia rundę. Na starcie ustawiamy się z Mastersami i ogień. Ruszam z małym opóźnieniem, ale błyskawicznie przyspieszam i sprytnym manewrem jeszcze przed wjazdem do lasu łapię się tuż za prowadzącą trójkę (Bala, Skrzypczak, Siewierski). Jedziemy tak góra pół rundy po czym Tomek oddala się błyskawicznie, chłopaki trochę wolniej, a ja stopniowo tracę kilka pozycji. Kolejni zawodnicy wyprzedzają mnie na drugiej pętli i ostatnie sześć kółek jadę już sam równym tempem, pilnując jedynie bezpiecznej przewagi nad kolejnymi zawodnikami. Mimo długiej, ponad 3km rundy nie udaje mi się uniknąć dubla od Tomka Bali, który wyprzedza mnie w drugiej połowie mojego siódmego okrążenia. Jako, że w Puławach sędziowie nie ściągają zdublowanych z trasy to muszę przejechać jeszcze ostatnią rundę i z czasem 1:11 kończę wyścig 6. w elicie i 12. open.
Zadowolony mogę być tylko z tego, że kolejny raz w Puławach dobrze pojechałem na starcie. Reszta wyścigu bez historii, bez emocji, walczyłem ambitnie, ale niestety w tym roku forma opuściła mnie zbyt wcześnie. Do końca sezonu pozostały jeszcze 2-3 wyścigi, zaczynam już roztrenowanie i wkrótce trzeba będzie podsumować sezon i wyciągnąć wnioski, żeby za rok nie skończyło się w podobny sposób.