Mimo tego, że po pierwszych wyścigach sezonu trudno było mówić o dobrej formie, postanowiłem pojechać do Urzędowa. Dzień wcześniej przeprowadziłem w końcu porządny trening (a niestety różnie z tym ostatnio bywało) i w niedzielę przed 11 wyruszyłem do Urzędowa. Tym razem nietypowo, bo zgarnął mnie Damian z ekipą LKKG.
Na miejscu pięknie grzeje słońce, rejestruję się, przebieram i jadę na objazd trasy. Jest dobrze, trasa kozak, łatwa technicznie, ale bardzo ciekawa i interwałowa, z solidnymi przewyższeniami. Sędziowie postanawiają połączyć start wszystkich kategorii i puścić elitę nieco wcześniej, co zwiększa szanse, że damy radę zdążyć przed deszczem. Startujemy punktualnie o 14. Gwizdek i równo z Tomkiem wyskakuję jak z katapulty z linii startu. Nope! Okazuje się, że to fałszywy alarm, no ale reakcja była prawidłowa ;) Za drugiem razem niestety mam problem z wpięciem się w bloki, na szczęście rozbiegówka jest długa i szeroka i przed pierwszym zjazdem daję radę wywalczyć niezłą pozycję. Niestety chwilę później robi się zator, przez który trochę tracę.
Szybko spinam się na odrabianie strat, noga całkiem dobrze kręci, a ja nie mam oporem przed mocniejszym stawaniem w korby. Gonię Darka Paszczyka i Kamila Grendę, a walczę z Grześkiem Orłem, któremu chyba po czwartej rundzie ostatecznie odjeżdżam. Jedzie mi się nadspodziewanie dobrze, czuję, że wytrzymam mocne tempo do końca wyścigu. Pozostaje mi dogonić Darka i Kamila, za którym jadę przez trzy okrążenia takim samym tempem, ale w końcu zaczynam się zbliżać. Okrążenie później po tym jak go wyprzedzam dojeżdża do nas Tomek Bala i bezlitośnie zakłada dubla. Jak się okazuje po wyścigu Kamil trochę przez to został. Ja z kolei złapałem koło i przez pół pętli powiozłem się za Tomkiem, odpuszczając na początku przedostatniego kółka. Gdy wjeżdżam na ostatnią rundę widzę za sobą Kamila, nad którym mam kilkanaście sekund przewagi. Na długim podjeździe blokuję amora, staję w korby i podkręcam jeszcze tempo, żeby już w zarodku stłumić myśli mojego rywala o pogoni. Manewr okazuje się skuteczny, powiększam przewagę i ostatnią rundę jadę już na spokojnie. Na metę wjeżdżam 6. open i 4. w elicie.
Do podium znowu zabrakło niewiele, a zarazem sporo, ale tym razem ze swojej jazdy mogę być zadowolony jak mało kiedy, bo wyścig pojechałem nadzwyczaj dobrze. Poczciwy Canyon jeszcze daje radę, ale starość mu doskwiera i chętnie wymieniłbym go na 29″ „krabona”. Zresztą, trochę to smutne, ale jakby zrobić osobną klasyfikację dla 26″ to bym wygrał, już nawet w czołówce ogórkowych wyścigów próżno szukać zawodników na takich rowerach. Póki co jednak koncentruję się na treningu, bo pora zwiększyć objętość i zacząć konkretniejsze przygotowania pod najważniejsze maratony. Kolejny start dopiero 1 czerwca na ŚLR w Nowinach. Cieszę się, że Damian także rozważa tę imprezę, bo póki co oba wyścigi, na które z nim jechałem poszły bardzo dobrze ;)