2015.06.04 – Lublin – RM Maraton MTB

2015.06.04Na długi weekend czerwcowy zaplanowałem tylko jeden wyścig i to w Lublinie. Pogoda dopisała i z domu na start dojechałem rowerem (11km). Odebrałem numer i chipa i w przerwach na rozmowy ze znajomymi przeprowadziłem rozgrzewkę :) Już podczas niej zdałem sobie sprawę, że dzisiaj raczej nie wygram, bo zdecydowanym faworytem jest Oskar, ale gdy stanąłem na starcie zobaczyłem, że pozostali rywale są na pewno w moim zasięgu.

Start w tym roku zdecydowanie inny niż ten jesienią, spokojny. Pierwszy podjazd, zaraz po starcie wjechałem tuż za Oskarem, który dopiero po wjechaniu w teren podkręcił tempo. Trzymałem się za nim w sumie ze trzy kilometry, ale szybko odpuściłem, bo różnica klas była widoczna gołym okiem. Ponieważ do pokonania był dosyć spory dystans to nie było najmniejszego sensu samemu się z nim szarpać i szybko zostać wchłoniętym przez pościg. Poczekałem więc aż dojedzie do mnie Darek Paszczyk i razem odjechaliśmy od pozostałych zawodników, wśród których była m.in. Magdalena Sadłecka, wicemistrzyni świata w maratonie MTB z 2003r. Początkowo dosyć blisko za nami jechał jeszcze Janusz Kędzierski, ale współpraca z Darkiem układała się bardzo dobrze i szybko wyrobiliśmy bezpieczną przewagę. Jechaliśmy mocno, ale nie na maksa, bo lidera wyścigu też nie widzieliśmy przed sobą i wiedzieliśmy, że jak nie stanie się nic nieoczekiwanego to spotkamy się dopiero na mecie.

Do pokonania tym razem było 84km rozłożone na dwie pętle. W połowie drugiego kółka dołączył do nas Mateusz, który też jechał długi dystans. Jak się okazało zgubił trasę i przejechał o 10km mniej od nas. Utrzymywał on naszą prędkość i przez kilka kilometrów jechaliśmy razem. Gdy jechaliśmy wzdłuż Starego Gaju i droga nieco się wznosiła postanowiłem trochę podkręcić tempo żeby urwać ogon… Gdy spojrzałem do tyłu okazało się, że Darek też puścił koło. Zawahałem się w tym momencie i nie wiedziałem czy czekać na niego czy wykorzystać tę sytuację i odjechać. Do mety było 10km, więc było to trochę sporo, ale odcinek w Starym Gaju na pierwszej pętli jechało mi się przyjemnie i postanowiłem zaryzykować ucieczkę. W końcu to idealny wyścig na takie sprawdziany, na tych najważniejszych imprezach nie będzie już miejsca na improwizację. Ryzyko się opłaciło i na leśnych ścieżkach zniknąłem z wzroku Darka. Przewagę powiększałem aż do wyjazdu na asfalt, skąd miałem już tylko 2-3km do mety. Do szczytu ostatniego podjazdu na ulicy Żeglarskiej cisnąłem ile sił, dopiero zjeżdżając w dół do mety do mety ulicą Osmolicką nieco zbastowałem i na metę wjechałem drugi open. Czas 3:02:29, 7:16 za zwycięzcą i 59 s. przed Darkiem.

Pod względem sportowym to był dobry i przyjemny wyścig, szkoda, że na długim dystansie frekwencja nie była przynajmniej w połowie taka jak na krótkim. Dziękuję wszystkim Rywalom za walkę i gratuluję Zwycięzcy. Co do organizacji to dziękuję organizatorom za inicjatywę, ale jej realizację przemilczę, żeby nie rozpętywać kolejnej nikomu niepotrzebnej, jałowej dyskusji (zainteresowanych tematem odsyłam na facebookową stronę wydarzenia). Mam nadzieję, że na kolejnej edycji (20 czerwca w Zwoleniu) będzie pod każdym względem lepiej, bo przed sezonem wpisałem cykl do kalendarza i zamierzam powalczyć o generalkę.