2020.10.24 – Suszec – PP CX

Rozpoczął się sezon przełajowy, więc jest dobra okazja do wznowienia blogowania. Sezon zapewne nie potrwa długo, więc jeśli ktoś chce się pościgać to nie ma na co czekać. W ogóle możliwe, że pierwszy weekend z Pucharem Polski CX okaże się zarówno ostatnim, tym bardziej cieszę się, że mogłem się pościgać. Wyszło nadspodziewanie dobrze co  mnie trochę zaskoczyło, gdyż obawiałem się, że forma, którą zacząłem łapać w drugiej części letniego sezonu przeminęła z wiatrem, tzn. z deszczem ;) Na szczęście jeszcze „potrafię coś tam coś tam”…

Do Suszca jadę z Piotrkiem, który w tym roku zajarał się przełajem na potęgę i jedzie zebrać pierwszy w życiu oklep na kolarzówce z barankiem i terenowymi oponami. Właściwie to szytki, świeżo śmierdzące klejem, zupełnie jak te w moim rowerze, gdyż klejenie obu kompletów standardowo odbyło się na ostatnią chwilę. No ale jak zwykle zdążyliśmy. Po dojechaniu do Suszca formalności idą gładko, na szczęście w biurze nikt z braku szmaty nie robi problemu. Zapoznanie z trasą przebiega pomyślnie, runda niepozorna, ale jedna z najfajniejszych jakie jechałem. Szeroko, szybko, dosyć płynnie. Warun też taki jak lubię – czyli dosyć czysto, lekko grząsko, ciepło. Rower brudzi się po przełajowemu na lekko zrytej od jazdy trasie, ale wszystko jeszcze kulturalnie.

 

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

#cyclocross #metrobikespl #specializedcrux #suszec Pełne video: https://youtu.be/VKrHSKb6pa8 @grzegorzmazurpl dzieki za wyciagniecie na pierwsze CX!

Post udostępniony przez Piotr Sikora (@piotr_rudy_sikora)

Po kilku zapoznawczych rundach myjemy rowery i dalsza część rozgrzewki na asfalcie. Ustawianie w sektorach według kolejności zapisów. Tutaj u mnie było podobnie jak z klejeniem szytek, czyli raczej na ostatnią chwilę, więc wyczytują mnie późno, ale fartem jeszcze załapuję się na drugą linię. Staję za Piotrkiem, ale po chwili zamieniamy się miejscami co nie unika czujnemu oku sędzi. Krótkie wyjaśnienie i nie ma lipy, startuję z pierwszego rzędu. Równie dobrze mogliśmy się jednak nie zamieniać, bo nie trafiam z wpięciem i tracę kilka sekund na starcie. Tak to jest jak się jeździ tylko na szosie i nie przećwiczyło się kilku przełajowych „stałych fragmentów gry” (jakby to Darek Szpakowski powiedział). Tuż po starcie muszę gonić, ale prosta asfaltowa jest całkiem długa i na trawę wpadam niedaleko za czubem. Niestety w pierwszych zakrętach jestem skutecznie blokowany przez jakiegoś trzepa. W końcu kategoria „Amator”, więc tak to bywa.

 

Przy pierwszej możliwej chwili, gdy można się sensownie rozpędzić przechodzę tego kolegę i gonię czołówkę. Właściwie to czołówka (pierwsze dwa miejsca) pojechała, ale Paweł Wojczal i Filip Owczarek są w zasięgu, Filipa dochodzę szybko, Pawła chyba na drugim kółku i tak ponad jedną rundę jedziemy razem. Czuję, że jestem mocniejszy, więc kręcę mocno i w końcu Paweł zaczyna lekko zostawać. W drugiej połowie wyścigu podium jest już bezpieczne, ale dwa pierwsze miejsca poza zasięgiem. Na ostatniej rundzie widzę przed sobą Piotrka, któremu na podbiegu zakładam dubla :) Widać, że mój sparingpartner z letnich treningów o 5:55 jest bardzo styrany, ale jeszcze bardziej szczęśliwy. Jeden kielecki przełajowiec więcej – punkt dla mnie :D

Pierwszy wyścig w sezonie przełajowym kończę na trzeciej pozycji w kategorii „Amator”. Jestem zadowolony, co rzadko zdarza się po wyścigu, nawet zwycięskim ;) Na podium jako jedyny oczywiście bez szmaty na pysku, no cóż, ktoś musi być normalny, poza tym skoro już jest uśmiech to zmarnować się nie może ;)