Tag: Podium

2015.07.12 – Puławy – XC

2015.07.12Lipcowa odsłona puławskiego Czempionatu odbyła się tydzień po ultramaratonie 600km i wybrałem się na nią tylko dla klimatu i uciułania kilku dodatkowych punktów do generalki, o którą zresztą i tak w tym roku nie walczę. Czas pomiędzy tymi wyścigami upłynął mi na odpoczynku, rowerem jeździłem tylko do pracy, a obcisłego, kasku i butów spd nie założyłem ani razu. Żadna to jednak wymówka, stając na starcie jak zwykle zamierzałem dać z siebie wszystko. Na starcie sporo osób, m.in główny faworyt Tomek Bala oraz ekipa Bike Boys. Widzę, że przy dobrej jeździe jestem w stanie wywalczyć podium w elicie, więc od początku musi być gaz.

Z „bloków” wychodzę znowu marnie i od samego początku muszę gonić. Jest tłoczno, przez większość pierwszej pętli wyprzedzanie jest praktycznie niemożliwe i szanse na odjechanie z pierwszą grupą zostają pogrzebane. Pod koniec rundy dochodzę do Bartka Brody i Grześka Orła, gdy wjeżdżamy na boisko widać jeszcze przed nami pięcioosobową czołówkę, ale nie jesteśmy w stanie do nich dojść. Kolejne kółka mijają według tego samego scenariusza, jedziemy we trzech, daleko za czołówką i daleko przed grupą, która nas goni. Jadę ciągle na czele naszej grupki dyktując tempo i czekając na to, co zrobią chłopaki.

W połowie przedostatniej rundy robi się między nami kilkunastometrowa przerwa. Postanawiam to wykorzystać i zaatakować, naciskam mocniej na pedały i na dobre odrywam się od Bartka i Grześka. Ostatnią rundę jadę mocno, żeby utrzymać przewagę i na metę dojeżdżam 6. open i 3. w elicie, z czasem 45:15. Zważywszy na to, że Pierścień Tysiąc Jezior zabrał mi trochę zdrowia to dobry wynik i z wyścigu jestem zadowolony :) Plan minimum, czyli podium w elicie, został wykonany :) W najbliższy weekend kolejny wyścig XC – Pińczów. Będzie walka!

2015.06.21 – Puławy – XC

2015.06.21Dzień po maratonie w Zwoleniu ma miejsce kolejna odsłona puławskiego Czempionatu. Jadę tam z Anetą, mocno niepewny swojej dyspozycji. Na rozgrzewce przejeżdżam pętlę aż cztery razy i ustawił się na starcie. Obsada bardzo liczna, więc zapowiada się tłok na początku i dobre ściganie. Tym razem Sędziowie zaskakują wszystkich nie startując nas z zaskoczenia, a odliczając od pięciu. Nic to jednak nie daje, znowu nie trafiam w pedały i do lasu wjeżdżam za czołówką.

Tracę dużo energii na pierwszej rundzie żeby przebić się do przodu, ale daję radę zyskać kilka pozycji. Wyprzedzam m.in cały, liczny skład chłopaków z LKKG, a także Przemka Kozę. Jedzie z nami jeszcze Darek Paszczyk. Z przodu za to Michał Kostrzewa. Po chwili w pogoń za nim rusza Przemek Koza i Sojer, wow! Zyskują nad nami lekką przewagę i tak przez parę kółek. Gonię jednak mocno i z okrążenia na okrążenie się rozkręcam i nawet problemy z tylną przerzutką nie są w stanie mi przeszkodzić (niestety dwa razy muszę ją poprawić przez co tracę cenne sekundy).

Dwie pętle do końca dochodzimy Przemka i Sojera. Ciągnę coraz mocniej i w zasięgu wzroku widzę Michała. Idę prawie w trupa żeby go dojść i przed wjazdem na ostatnią rundę doganiam go i bez kalkulowania wychodzę przed niego. Okazuje się, że z przodu jest jeszcze dwóch zawodników z Kielc. Na ostatnim okrążeniu dyktuję bardzo mocne tempo, żeby trochę rozciągnąć grupę i zwiększyć swoje szanse na podium. Tak też się staje, na finishu nikt nie jest w stanie mnie wyprzedzić i dojeżdżam trzeci open, z czasem 45:28, 1:15 za zwycięzcą.

To był wyścig walki, bardzo trudny, bo od początku układał się nie po mojej myśli. Najpierw słaby start i wiele energii musiało pójść na to, żeby dogonić czołówkę. Później problemy techniczne, które sprawiały, że nie mogłem skupić się tylko na jeździe i musiałem czuwać nad tym, żeby sprzęt działał poprawnie. Na szczęście noga z rundy na rundę się rozkręcała i wszystko skończyło się świetnie. Biorąc pod uwagę przebieg całego wyścigu to był on jednym z najlepszych w moim wykonaniu w tym sezonie. Cieszę się, że stać mnie było na skuteczną walkę i wyciśnięcie z organizmu ukrytych pokładów energii. Poza tym chyba pierwszy raz w życiu byłem trzeci open w Puławach, powoli zbliżam się do zwycięstwa i mam nadzieję, że w przeciągu kilku startów ono nastąpi! Pierwsza szansa już w lipcu.

2015.06.20 – Zwoleń – RM Maraton MTB

2015.06.20Powrót do ścigania po dwutygodniowej przerwie i od razu dwa wyścigi dzień po dniu. W sobotę druga edycja RM Maraton w tym roku, tym razem w Zwoleniu. Pogoda zachęcała do ścigania, w miasteczku dobra atmosfera, z głośników płyną przyjemne, energetyczne dźwięki ACDC i innych rockowych kapel, jest lepiej niż dobrze. Po dosyć krótkiej rozgrzewce ustawiam się na linii startu. Obok mnie stali bywalcy: Darek i Oskar, jest też Łukasz, łącznie 38 osób, czyli już całkiem przyzwoita frekwencja jak na taki wyścig.

Przed nami 47km, czyli około 1:30. Będzie szybko :) 3..2..1.. jedziemy! Początek po asfalcie, tempo bardzo spokojne, więc grupa się trzyma. Po wjeździe w teren zaczyna mi to trochę przeszkadzać, więc podkręcam tempo, żeby rozciągnąć stawkę. Później na czoło wychodzi Oskar i po kilku odcinkach, wymagających nieco więcej techniki niż jazda po asfalcie odjeżdżamy we czterech. Wyścig składa się z dwóch pętli, pierwszą jedziemy dosyć mocno, nie licząc kilku ataków Oskara i Łukasz, dosyć równym tempem. Widać, że ewidentnie Oskar chce odjechać z Łukaszem na plecach, ale ja nie zamierzam na to pozwolić i za każdym razem siadam im na koło. Darek także doskakuje.

Na początku drugiej rundy Oskar atakuje i odjeżdża. Chwilę później Łukasz próbuje doskoczyć, ale kasuję atak. Zostajemy we trzech. Średnio mi pasuje taka jazda, bo nie chcę na finishu wjechać czwarty open, więc postanawiam za wszelką cenę urwać kogoś z naszej grupy. Na trasie jest kilka odcinków piaszczystych i widziałem na pierwszej rundzie, że zwłaszcza Łukasz miał na nich problemy. Gdy zbliżamy się do krótkiego podjazdu po piachu wychodzę na czoło naszej grupki i atakuję. Na szczycie widzę, że chłopaki zostali, ale Darkowi poszło trochę lepiej i jak zaraz do mnie doskoczy to pojedziemy. Dokładnie tak się dzieje i mocno bierzemy się za robotę. Po kilku minutach mamy już sporą przewagę. Pracuję bardzo mocno, mimo, że Oskar jest daleko, a Darkowi powinno bardziej zależeć na objechaniu Łukasza, bo walczy o zwycięstwo w kategorii. Czuję się bardzo dobrze i bez problemu daję długie, mocne zmiany.

Trzy kilometry do mety wiemy już, że walka o drugie miejsce rozstrzygnie się między nami. Ociągam się jednak z atakiem. Kilometr do mety w końcu atakuję, ale na zakręcie cudem udaje mi się nie zaliczyć klina, bo w przednim kole prawie nie mam powietrza. Darek doskakuje i tuż przed ostatnim zakrętem decyduje się na atak. Ja wchodzę w łuk asekuracyjnie, żeby nie zaliczyć gleby. Niestety meta jest 30 metrów dalej, co nie pozwala mi już dogonić mojego Rywala, z którym przegrywam o pół długości koła. Jestem trzeci open i drugi w elicie. Wyścig miał być szybki i taki był, bo jego przejechanie zajęło mi 1:34:17, co dało średnią prędkość 29,8 km/h.

Bardzo podobało mi się ściganie w Zwoleniu. Trasa szybka, ale były ze 2-3 krótkie, sztywne podjazdy, które wymagały zrzucania na małą tarczę. Najważniejsze jednak, że trasa była dobrze oznaczona, o wiele lepiej niż ta w Lublinie. Noga podawała całkiem dobrze i mimo lekkiego niedosytu z przegranego finishu muszę zaliczyć ten wyścig do udanych, bo cel minimum (podium open) został osiągnięty. Dziękuję organizatorom za przygotowanie  wyścigu, bo było znacznie lepiej niż w Lublinie, ale proszę o puchary bądź medale dla wszystkich z podium i o wypełnienie wielkiej torby, wręczanej podczas dekoracji, jakimiś nagrodami, a nie tylko bidonem, który chyba zamiast pucharku mam postawić sobie na półce z trofeami… Wtedy będzie już naprawdę całkiem sympatycznie :)

2015.06.04 – Lublin – RM Maraton MTB

2015.06.04Na długi weekend czerwcowy zaplanowałem tylko jeden wyścig i to w Lublinie. Pogoda dopisała i z domu na start dojechałem rowerem (11km). Odebrałem numer i chipa i w przerwach na rozmowy ze znajomymi przeprowadziłem rozgrzewkę :) Już podczas niej zdałem sobie sprawę, że dzisiaj raczej nie wygram, bo zdecydowanym faworytem jest Oskar, ale gdy stanąłem na starcie zobaczyłem, że pozostali rywale są na pewno w moim zasięgu.

Start w tym roku zdecydowanie inny niż ten jesienią, spokojny. Pierwszy podjazd, zaraz po starcie wjechałem tuż za Oskarem, który dopiero po wjechaniu w teren podkręcił tempo. Trzymałem się za nim w sumie ze trzy kilometry, ale szybko odpuściłem, bo różnica klas była widoczna gołym okiem. Ponieważ do pokonania był dosyć spory dystans to nie było najmniejszego sensu samemu się z nim szarpać i szybko zostać wchłoniętym przez pościg. Poczekałem więc aż dojedzie do mnie Darek Paszczyk i razem odjechaliśmy od pozostałych zawodników, wśród których była m.in. Magdalena Sadłecka, wicemistrzyni świata w maratonie MTB z 2003r. Początkowo dosyć blisko za nami jechał jeszcze Janusz Kędzierski, ale współpraca z Darkiem układała się bardzo dobrze i szybko wyrobiliśmy bezpieczną przewagę. Jechaliśmy mocno, ale nie na maksa, bo lidera wyścigu też nie widzieliśmy przed sobą i wiedzieliśmy, że jak nie stanie się nic nieoczekiwanego to spotkamy się dopiero na mecie.

Do pokonania tym razem było 84km rozłożone na dwie pętle. W połowie drugiego kółka dołączył do nas Mateusz, który też jechał długi dystans. Jak się okazało zgubił trasę i przejechał o 10km mniej od nas. Utrzymywał on naszą prędkość i przez kilka kilometrów jechaliśmy razem. Gdy jechaliśmy wzdłuż Starego Gaju i droga nieco się wznosiła postanowiłem trochę podkręcić tempo żeby urwać ogon… Gdy spojrzałem do tyłu okazało się, że Darek też puścił koło. Zawahałem się w tym momencie i nie wiedziałem czy czekać na niego czy wykorzystać tę sytuację i odjechać. Do mety było 10km, więc było to trochę sporo, ale odcinek w Starym Gaju na pierwszej pętli jechało mi się przyjemnie i postanowiłem zaryzykować ucieczkę. W końcu to idealny wyścig na takie sprawdziany, na tych najważniejszych imprezach nie będzie już miejsca na improwizację. Ryzyko się opłaciło i na leśnych ścieżkach zniknąłem z wzroku Darka. Przewagę powiększałem aż do wyjazdu na asfalt, skąd miałem już tylko 2-3km do mety. Do szczytu ostatniego podjazdu na ulicy Żeglarskiej cisnąłem ile sił, dopiero zjeżdżając w dół do mety do mety ulicą Osmolicką nieco zbastowałem i na metę wjechałem drugi open. Czas 3:02:29, 7:16 za zwycięzcą i 59 s. przed Darkiem.

Pod względem sportowym to był dobry i przyjemny wyścig, szkoda, że na długim dystansie frekwencja nie była przynajmniej w połowie taka jak na krótkim. Dziękuję wszystkim Rywalom za walkę i gratuluję Zwycięzcy. Co do organizacji to dziękuję organizatorom za inicjatywę, ale jej realizację przemilczę, żeby nie rozpętywać kolejnej nikomu niepotrzebnej, jałowej dyskusji (zainteresowanych tematem odsyłam na facebookową stronę wydarzenia). Mam nadzieję, że na kolejnej edycji (20 czerwca w Zwoleniu) będzie pod każdym względem lepiej, bo przed sezonem wpisałem cykl do kalendarza i zamierzam powalczyć o generalkę.