Tag: Przełaj

2020.10.25 – Katowice – PP CX

Drugi wyścig przełajowego Pucharu Polski odbywa się w Katowicach. Jadę na niego z Anetą. Startowałem tam w 2016 roku,  trasa wąska, nie przypadła mi do gustu. Tym razem runda zmieniona, dołożony bardzo długi fragment do przebiegnięcia po piachu plus kilka innych zmian i choć dalej daleko od ideału to już sporo lepiej. Mimo malowniczego położenia nad jeziorem jest dosyć ciepło. Trasa lekko wilgotna, błota trochę więcej niż dzień wcześniej, ale ciągle daleko od belgijskich warunków, i dobrze!

Po przepale dzień wcześniej w Suszcu zamierzam znowu walczyć o podium, ale morale nie jest najlepsze, zwyczajnie na tej trasie mi się po prostu nie chce. Oczywiście wszystko zmienia się z momentem startu. Tym razem jadę z drugiej linii, ale ruszam dobrze, rozbiegówka długa i szybka (lekko w dół). Przebijam się do przodu i w las wjeżdżam na czwartej pozycji. Przede mną Michał Paterak, Paweł Wojczal i Filip Owczarek. Za podbiegiem przeskakuję przed Filipa i biegnę trzeci. Minutę po odcinku plażowym wyprzedzam Pawła, który ma gumę. Przede mną tylko Michał, na plecach mam Filipa.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Grzegorz Mazur (@grzegorzmazurpl)

Praktycznie cały wyścig sytuacja wygląda podobnie. Jedziemy ze sporą stratą do lidera, ja ciągle na zmianie dyktuję swoje tempo a Filip jak przyspawany. Pod koniec plaży na większości rund próbuję przyspieszać i zgubić kompana, ale trzyma się mocno. Gdy Filip próbuje wyjść przed singlami na prowadzenie za każdym razem zdecydowanie odpowiadam i nie pozwalam mu na to. Jestem niestety za słaby żeby mocno i zdecydowanie zaatakować i go zgubić. Regularnie na drugim, odcinku piaszczystym (ten w większości do przejechania) popełniam małe techniczne błędy, przez co nawet minimalna przewaga co chwilę topnieje.

Na ostatniej rundzie to właśnie ten piaszczysty odcinek okazuje się kluczowy. Popełniam tam minimalny błąd i muszę zeskoczyć z roweru i w tym momencie Filip mnie wyprzedza i zyskuje 4-5 sekund. Do mety jest stamtąd blisko, w dodatku po kostce i asfalcie, więc mimo walki do końca nie mam szans odrobić straty i znowu kończę trzeci. Mimo błędu w końcówce pojechałem całkiem dobry wyścig, ciągle musiałem trzymać mocne tempo dzięki czemu uniknąłem jakichś przestojów i ślimaczenia się tak jak gdyby to mogło mieć miejsce gdybym jechał sam. Dzięki Filip za rywalizację! No i podziękowania dla Anety, która z aparatem towarzyszyła mi na wyścigu i jak zwykle najgłośniej kibicowała :)

2020.10.24 – Suszec – PP CX

Rozpoczął się sezon przełajowy, więc jest dobra okazja do wznowienia blogowania. Sezon zapewne nie potrwa długo, więc jeśli ktoś chce się pościgać to nie ma na co czekać. W ogóle możliwe, że pierwszy weekend z Pucharem Polski CX okaże się zarówno ostatnim, tym bardziej cieszę się, że mogłem się pościgać. Wyszło nadspodziewanie dobrze co  mnie trochę zaskoczyło, gdyż obawiałem się, że forma, którą zacząłem łapać w drugiej części letniego sezonu przeminęła z wiatrem, tzn. z deszczem ;) Na szczęście jeszcze „potrafię coś tam coś tam”…

Do Suszca jadę z Piotrkiem, który w tym roku zajarał się przełajem na potęgę i jedzie zebrać pierwszy w życiu oklep na kolarzówce z barankiem i terenowymi oponami. Właściwie to szytki, świeżo śmierdzące klejem, zupełnie jak te w moim rowerze, gdyż klejenie obu kompletów standardowo odbyło się na ostatnią chwilę. No ale jak zwykle zdążyliśmy. Po dojechaniu do Suszca formalności idą gładko, na szczęście w biurze nikt z braku szmaty nie robi problemu. Zapoznanie z trasą przebiega pomyślnie, runda niepozorna, ale jedna z najfajniejszych jakie jechałem. Szeroko, szybko, dosyć płynnie. Warun też taki jak lubię – czyli dosyć czysto, lekko grząsko, ciepło. Rower brudzi się po przełajowemu na lekko zrytej od jazdy trasie, ale wszystko jeszcze kulturalnie.

 

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

#cyclocross #metrobikespl #specializedcrux #suszec Pełne video: https://youtu.be/VKrHSKb6pa8 @grzegorzmazurpl dzieki za wyciagniecie na pierwsze CX!

Post udostępniony przez Piotr Sikora (@piotr_rudy_sikora)

Po kilku zapoznawczych rundach myjemy rowery i dalsza część rozgrzewki na asfalcie. Ustawianie w sektorach według kolejności zapisów. Tutaj u mnie było podobnie jak z klejeniem szytek, czyli raczej na ostatnią chwilę, więc wyczytują mnie późno, ale fartem jeszcze załapuję się na drugą linię. Staję za Piotrkiem, ale po chwili zamieniamy się miejscami co nie unika czujnemu oku sędzi. Krótkie wyjaśnienie i nie ma lipy, startuję z pierwszego rzędu. Równie dobrze mogliśmy się jednak nie zamieniać, bo nie trafiam z wpięciem i tracę kilka sekund na starcie. Tak to jest jak się jeździ tylko na szosie i nie przećwiczyło się kilku przełajowych „stałych fragmentów gry” (jakby to Darek Szpakowski powiedział). Tuż po starcie muszę gonić, ale prosta asfaltowa jest całkiem długa i na trawę wpadam niedaleko za czubem. Niestety w pierwszych zakrętach jestem skutecznie blokowany przez jakiegoś trzepa. W końcu kategoria „Amator”, więc tak to bywa.

 

Przy pierwszej możliwej chwili, gdy można się sensownie rozpędzić przechodzę tego kolegę i gonię czołówkę. Właściwie to czołówka (pierwsze dwa miejsca) pojechała, ale Paweł Wojczal i Filip Owczarek są w zasięgu, Filipa dochodzę szybko, Pawła chyba na drugim kółku i tak ponad jedną rundę jedziemy razem. Czuję, że jestem mocniejszy, więc kręcę mocno i w końcu Paweł zaczyna lekko zostawać. W drugiej połowie wyścigu podium jest już bezpieczne, ale dwa pierwsze miejsca poza zasięgiem. Na ostatniej rundzie widzę przed sobą Piotrka, któremu na podbiegu zakładam dubla :) Widać, że mój sparingpartner z letnich treningów o 5:55 jest bardzo styrany, ale jeszcze bardziej szczęśliwy. Jeden kielecki przełajowiec więcej – punkt dla mnie :D

Pierwszy wyścig w sezonie przełajowym kończę na trzeciej pozycji w kategorii „Amator”. Jestem zadowolony, co rzadko zdarza się po wyścigu, nawet zwycięskim ;) Na podium jako jedyny oczywiście bez szmaty na pysku, no cóż, ktoś musi być normalny, poza tym skoro już jest uśmiech to zmarnować się nie może ;)

2019.11.24 – Gościęcin – SPP CX – UCI2 – Bryksy Cross

Bryksy Cross uchodzi za najsłynniejszy przełajowy wyścig w Polsce, w dodatku często jest to wyścig rangi międzynarodowej. Po dodaniu do tego jednej z lepszych tras otrzymujemy punkt obowiązkowy w kalendarzu każdego polskiego przełajowca. Ja w Gościęcinie startowałem w 2016 i 2018 roku, najpierw jako Masters, później w kategorii Elita, a tym razem czekał mnie start w kategorii Amator. Jak to się wszystko zmienia, i do tego jeszcze ta kolejność…

Ranga UCI C2 wymusiła zmianę harmonogramu i mieliśmy startować o 15:10, czyli bardzo późno, zwłaszcza, że trening na trasie można było przeprowadzić tylko o 10:45.  Wymarzłem się tam niesamowicie i wyczekałem. Każde wyjście z samochodu to na początku długi okres zimna. Jeśli stanąłem na chwilę coś dokręcić czy z kimś pogadać to od razu po wznowieniu kręcenia było mi zimno, straszne!

Na domiar złego nasz wyścig się jeszcze opóźnił, bo na trasę wyruszyliśmy o 15:20, czyli jazda miała na styk się zejść z zachodem słońca. Sędziowie pytali nas czy chcemy jechać krócej, ale w końcu stanęło na regulaminowych 45 minutach i słusznie! Szkoda, że przed startem nie zmieniłem szybek w okularach, bo lekko przydymione nie wróżyły dobrze o tej porze.

Sporo osób na starcie, na szczęście stoję w pierwszej linii. Ruszamy, zostaję lekko na starcie, ale przebijam się i jadę w miarę z przodu, kontroluję sytuację. Po schodkach jestem już w ścisłej czołówce, prowadzę przed przeszkodą, ale na chwilę przechodzi mnie Stachu Pyrka. Odzyskuję pozycję i atakuję, wjeżdżam na drugą rundę na prowadzeniu.

Na kolejnym okrążeniu trwa walka, jadę minimalnie przed Stachem, ale za schodkami dogania nas i wyprzedza jakiś gościu na góralu, początkowo jadę za nim, ale w końcu zaczyna mi odjeżdżać. Ja też robię w miarę bezpieczną przewagę nad konkurencją, ale niestety pierwsze miejsce odjechało. Wyścig kończymy prawie po ciemku, wjeżdżam drugi, tego dnia byłem za słaby na zwycięstwo.

2019.11.23 – Kędzierzyn-Koźle – B – CX

Jeśli ścigasz się w przełajach już któryś sezon z rzędu to wiesz czego się spodziewać i znasz większość tras, gdyż miejscówki zazwyczaj są te same. Jeśli chodzi o Kędzierzyn-Koźle to była to dopiero druga edycja wyścigu i jako, że przed rokiem tam nie startowałem to udało się trafić na „nowość”.

Po rozgrzewce uczucia mieszane, bo parafrazując „nie o taki przełaj walczyłem” ;) Trasa była wyznaczona w taki sposób jakby dzień wcześniej ktoś rzucił hasło: chłopaki, jutro robimy wyścig, idźcie w końcu wyznaczyć jakąś trasę. I chłopaki zaczęli wyznaczać trasę, ale jak się zrobiło już ciemno to mieli ledwo połowę, więc stwierdzili, że „resztę się poprowadzi po tych ubitych alejkach w parku i będzie spoko” ;) Wyszła więc trasa o dwóch obliczach – początek i końcówka stosunkowo [za] wąsko i ciasno, a w środkowej części autostrada. Z dwojga złego lepiej leży mi autostrada, ale jakby nie patrzeć nie o to chodzi w przełaju.

Zostawmy jednak samą trasę, bo mimo, że nie wszystkim mogła przypaść do gustu to dla wszystkich była taka sama. Startujemy tradycyjnie minutę po najmłodszych Mastersach, których jest zaledwie kilku, ale wśród nich Bartosz Huzarski. W mojej kategorii „Amator” sporo twarzy z poprzednich wyścigów, ale też kilka nowych, których nie kojarzę (jak się później okazuje tylko twarzy, bo jedno nazwisko znam dość dobrze). Tym razem dosyć szybko wpinam się w pedały i start jest płynny. W pierwszy zakręt wchodzę na drugiej pozycji, lider ciśnie ostro, staram trzymać się koło. Tak jak rośnie moja przewaga nad resztą stawki rośnie też strata do pierwszego zawodnika. Na początku powoli, ale systematycznie. Po dwóch rundach już go nie widzę i raczej pewne jest, że tym razem zwycięstwa nie będzie.

Skupiam się na mocnej jeździe i kontrolowaniu przewagi nad dwójką ścigających mnie zawodników. Z rundy na rundę ta przewaga rośnie, chłopaki z tyłu mimo, że gonią we dwójkę i do dyspozycji mają autostradę, gdzie po zmianach zawsze łatwiej niż na solo to i tak tracą. Pod koniec wyścigu mogę już trochę odpuścić, bo jestem daleko za liderem, ale z bezpieczną przewagą nad pościgiem. Na metę wjeżdżam drugi w kategorii Amator. Zwycięża Marcin Kawalec, mistrz Polski w sprintach 2015 i brązowy medalista MP elity XCO 2014, tym razem za wysokie progi :)

Na rozdaniu nagród trochę zamieszania, bo jak zszedłem z pudła i zajrzałem do torby to myślałem, że to jakiś żart. Dobrze, że od razu nie uciekłem, bo po chwili okazało się, że dostaliśmy nie te nagrody i nastąpiła szybka podmianka. Jedna uwaga do organizatorów, nie tylko tej imprezy, ale wszystkich wyścigów: zadbajcie o trofea lub przynajmniej medale dla całego podium, bo być w trójce i wracać bez żadnej pamiątki to trochę kiepska sprawa. Muszę przyznać, że w Kędzierzynie-Koźlu statuetka była naprawdę oryginalna (pomalowana na złoto kaseta rowerowa), ale niestety tylko za pierwsze miejsce.

Oprócz niezbyt wyżyłowanej trasy i braku trofeów muszę napisać, że organizacja była w porządku: ciepłe szatne, w których można było się przebrać oraz dekoracja i posiłek na hali a nie pod krzakiem zdecydowanie na plus :) Do tego organizatorzy zadbali o porządne myjki rowerowe, które na szczęście tym razem się nie przydały. Za rok pewnie wrócę, bo to dobry przepał przed Gościęcinem, ale o tym wyścigu w kolejnym wpisie.