Tag: XC

2012.06.30 – Lublin Super Session – XC

Lublin Super Session to impreza, której głównym organizatorem był Lubelski Klub Kolarstwa Górskiego, rozgrywana na jednym z najlepszych w Europie obiektów do BMX i ekstremalnego MTB. Stowarzyszenie „Rowerowy Lublin” także zaangażowało się w to wydarzenie, organizując na terenie lubelskiego Bike Parku wyścigi rodzinne oraz XC. Nie mogłem niestety obejrzeć i pokibicować najlepszym w konkurencjach BMX, ale udało mi się przynajmniej wystartować w wyścigu.

Na Bike Park dotarłem po godzinie 14 (wyjątkowo w czarnej zamiast w pomarańczowej, teamowej koszulinie), zarejestrowałem się i objechałem dwukilometrową pętlę wyścigu. Po raz kolejny (po Family Cup) zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony trasą. Spodziewałem się nudnej jazdy po płaskim i po trawie, a tymczasem organizatorzy zapewnili kilka technicznych odcinków, a nawet dwa krótkie, ale całkiem strome podjazdy.

Do startu ustawiamy się chwilę przed 14:45, dwie kategorie: 22-35 oraz 36+. Jest ciasno, ale stoję w pierwszej linii przygotowany do sprintu na pierwszej prostej. Końcowe odliczanie i ogień. Startuję całkiem przyzwoicie i w pierwszy zakręt wjeżdżam na dobrej pozycji i staram trzymać się koła najlepszych. Niezbyt długo się to udaje, bo pierwsze kółka jak zwykle nie są zbyt mocne w moim wykonaniu, po około trzech pętlach mam dużą stratę i dodatkowo na ogonie siedzi mi ciągle Żwirek. Jedziemy tak chyba do szóstego kółka, na początku którego Kamil mnie wyprzedza. Chwilę trzymam się za nim, ale na technicznym odcinku ostrych i wąskich zakrętów tracę zbyt wiele i zostaję z tyłu. Nie mam już sił na gonienie Żwirka i ostatnią, siódmą pętlę jadę już rozluźniając nogę przed niedzielą. Na metę wjeżdżam ósmy open i szósty w kategorii. Mimo, że poza Żwirkiem tym razem wszyscy byli poza moim zasięgiem to treningowo był to na pewno wartościowy start. Poza tym zaskakująco łatwo udało się objechać Przemka i Mikołaja, co może być dla mnie jakimś małym pocieszeniem.

Podsumowując: wielkie brawa należą się organizatorom, którzy wykonali ogromną pracę, umożliwiając lubelskim miłośnikom MTB (przede wszystkim tym mniej doświadczonym) sprawdzenie swoich możliwości w rywalizacji, bez konieczności ponoszenia jakichkolwiek kosztów (wyścig na miejscu, w dodatku bezpłatny). Pomimo minimalnych niedociągnięć, organizacja imprezy stała na bardzo wysokim poziomie, mam nadzieję, że następnym razem będę miał w niej swój znaczący udział. Liczę, że zdobyte doświadczenie zaprocentuje i pozwoli na zorganizowanie w niedalekiej przyszłości kolejnych wyścigów pod szyldem Rowerowego Lublina. Ostatnie tygodnie uwidoczniły, że w Lublinie jest się coraz lepszy klimat dla kolarstwa. Świetna frekwencja na Skandii i Mazovii, do tego Family Cup, niezwykle widowiskowy Lublin City Race oraz Lublin Super Session pokazują, że „Lublin rowerami stoi!”.

2012.06.23 – Lublin – City Race

Długo wyczekiwany przez lubelskie środowisko MTB, Lublin City Race przyciągnął czołówkę kolarzy górskich z Lublina, kilku mocnych zawodników spoza Koziego Grodu oraz całą rzeszę kibiców. Magia miejsca zrobiła swoje i mimo obaw związanych z niebezpieczną trasą, w ostatniej chwili zdecydowałem się na start. Wyścig rozgrywany był na Starym Mieście w Lublinie. Wąskie uliczki między kamienicami oraz brukowa nawierzchnia i schody, po których trzeba było zarówno wjeżdżać jak i z nich zjeżdżać sprawiały, że rywalizacja była trudna a przez to bardzo widowiskowa. Zawody odbywały się w formule XCE, łączącej cechy XC oraz 4X. Startowaliśmy czwórkami i mieliśmy do pokonania jedną pętlę o długości blisko 1km. Dwóch pierwszych zawodników przechodziło do następnej fazy pucharowej a pozostali dwaj odpadali z dalszej rywalizacji.

Na początku rywalizowałem z Damianem z LKKG oraz Zbyszkiem, podobnie jak w kilku pozostałych wyścigach pierwszej rundy na starcie nie pojawił się czwarty zawodnik. Wystartowałem ostro, ale przez chwilę miałem wątpliwości czy nie przekroczyłem linii dzielącej dwa tory. Żeby uniknąć ewentualnej dyskwalifikacji przepuściłem Zbyszka i przez kamienicę przejechałem jako drugi. Najtrudniejszy element trasy, czyli wskoczenie na schodki na Placu po Farze oraz przejazd po żwirku trzymałem się tuż za Zbyszkiem, jednocześnie uważając na jadącego za mną Damiana. Zjeżdżając po schodach z Placu po Farze zaatakowałem na pełnym gazie i tuż przed wjazdem w najwęższą lubelską ulicę Ku Farze, wyszedłem na prowadzenie i co sił pognałem przed siebie, zyskując bezpieczną przewagę nad chłopakami, którą spokojnie dowiozłem do mety.

W 1/8 finału czekało na mnie dużo trudniejsze zadanie, gdyż startowałem z Tomkiem Balą, jednym z największych faworytów do zwycięstwa. Oprócz Tomka, w mojej czwórce znowu jechał Damian, oraz Andrzej Cywiński. Podobnie jak w pierwszym wyścigu zająłem zewnętrzny tor i po mocnym starcie niespodziewanie objąłem prowadzenie. Dopiero na technicznym odcinku Placu po Farze wyprzedził mnie Tomek, ale pozostali zawodnicy do końca wyścigu musieli oglądać moje plecy. Na metę wpadłem chwilę za Tomkiem, za to ponownie wyprzedziłem faworyzowanego Damiana, sprawiając małą niespodziankę.

Ostatnim dla mnie wyścigiem była walka o półfinał. Niestety na tym etapie rywalizacji miałem już bardzo małe szanse na awans, gdyż oprócz Tomka Bali na linii stanął prezes LKKG Michał, zaliczany do szerokiego grona faworytów, oraz jego klubowy kolega Bartek. Tym razem ulubiony, skrajny tor nic nie dał i znalazłem się na trzeciej pozycji. Tomek z Michałem zgodnie z przewidywaniami odjechali, mnie w drugiej połowie trasy wyprzedził jeszcze Bartek i na trzech wyścigach i ćwierćfinale zakończyłem rywalizację w drugim takim (po Jeleniej Górze) wyścigu w Polsce.

Podsumowując imprezę trzeba zaznaczyć, że panowała bardzo dobra, rodzinna atmosfera. Większość zawodników z Lubelszczyzny, wszyscy bardzo dobrze się znamy, więc wzajemnie się dopingowaliśmy i zagrzewaliśmy do boju. Dodatkowo obstawą trasy zajęli się forumowicze z Rowerowego Lublina, którym bardzo serdecznie dziękuję za doping. Nie raz słyszałem na trasie głośne okrzyki „Dawaj Kermit”, dzięki którym siła w nogach od razu rosła :) Myślę, że Lublin City Race był świetną promocją zarówno dla miasta jak i kolarstwa. Wspaniała, słoneczna pogoda sprawiła, że przez Stare Miasto przewinął się tłum ludzi, większość z nich pewnie przypadkowo trafiła na wyścig, ale reakcje w przytłaczającej większości były pozytywne. Ja cieszę się z 13 miejsca, przed startem nie spodziewałem się, że zajdę tak daleko w rywalizacji na własnym podwórku, ale dzięki sprytowi i odrobinie szczęścia udało się wykręcić wynik, z którego spokojnie mogę być zadowolony. Na koniec gratuluję zwycięzcom i dziękuję wszystkim za rywalizację oraz przygotowanie wyścigu, było rewelacyjnie!

2012.06.03 – Lublin – Family Cup

W tym roku organizacją Family Cup zajmowało się Stowarzyszenie „Rowerowy Lublin”, nie mogło mnie więc zabraknąć na starcie. Postanowiłem pojechać na tym, co mam, czyli 15 kg góralu na stalowej, 21″ ramie, sztywnym widelcu i przerzutkach Tourney. Doliczając do tego wielkie kulturalne święto Lublina, czyli Noc Kultury, która trwała dla mnie do 6 rano, oraz brak treningów wynik nie zapowiadał się zbyt obiecująco. Zwlokłem się z łóżka po trzech godzinach snu, zrobiłem porządne śniadanie, przygotowałem bukłak i pognałem nad Zalew, gdzie rozgrywane były zawody.

Nie miałem zupełnie pojęcia, o której będzie start mojej kategorii (zresztą chyba nikt tego nie wiedział), więc musiałem tam dojechać jak najszybciej, żeby nie zostać na lodzie. Gdy byłem już na miejscu i po rejestracji, średnio miałem możliwość i ochotę przejechać próbną pętlę. Całe szczęście, że się na to zdecydowałem, bo okazało się, że z niepozornego terenu nad Zalewem chłopaki wycisnęli wszystko co najlepsze i trasa wcale nie była płaska jak dziewczynka z pierwszej klasy. Było sporo technicznych odcinków, dużo korzeni oraz kilka krótkich podjazdów i zjazdów. Brak amorka wyraźnie dawał znać o sobie. Bez tego próbnego okrążenia mocno bym się zdziwił na wyścigu.

Ostatecznie moja kategoria wystartowała razem z U23 o 13:15. Niestety, zlekceważyłem konieczność zajęcia miejsca w pierwszej linii i na luzie stanąłem w drugiej. Był to błąd, który zaważył o przebiegu całego wyścigu. Zaraz po starcie zostałem zamknięty na krótkiej prostej przez kilku trzepaków, którzy zablokowali wjazd do lasu i było pozamiatane. Najlepsi odjechali a ja najpierw stałem w korku a potem wlokłem się na wąskich singlach za słabszymi zawodnikami. Większość wyścigu przejechałem solo, goniąc Mikołaja. Niestety zostaliśmy zdublowani przez najlepszą dwójkę i zamiast siedmiu pętli pojechaliśmy sześć. No i tej jednej rundy chyba mi zabrakło żeby odrobić przynajmniej tę jedną pozycję.

Podsumowując: trasa bardzo fajna, ale wyścig niestety bez historii. Nieco ponad godzina jazdy i 8. miejsce, czyli bardzo słabo. Następnym razem nie ma sentymentów. Jak się startuje w XC to się staje w pierwszej linii, kropka. Co prawda ostatecznie dużo bym nie zyskał, bo zbyt wiele czynników się złożyło na to, że ten start nie mógł się udać, ale przynajmniej więcej frajdy by było i wyścig byłby ciekawszy i rzeczywiście można by na nim zasmakować rywalizacji, zamiast jechać ciągle solo. Teraz pora wyciągnąć wnioski, złożyć w końcu Canyona i zacząć robić formę, bo czas nieubłaganie ucieka a chłopaki coraz bardziej odjeżdżają.

Na koniec dzięki dla wszystkich ludzi z ekipy przygotowującej wyścig. Duże brawa dla Was za wytyczenie trasy, jej zabezpieczenie, stanie na trasie i pilnowanie porządku, oraz miasteczka kolarskiego. Fajnie, że ktoś oprócz mnie zaczął w Rowerowym Lublinie organizować imprezy sportowe. W tym roku oprócz „mojego” maratonu 24h będzie jeszcze Lublin City Race, bardzo widowiskowy wyścig na Starym Mieście, organizowany wspólnie z LKKG (23 czerwca) oraz wyścigi XC/Cyclocross w ramach Lublin Super Session na Bike Parku przy Janowskiej (30 czerwca). Zapraszam wszystkich na te imprezy, jak widać, wystartować można nawet na 15 kg złomie bez amora, wystarczy tylko chcieć :)

2011.09.04 – XC Lublin

Pierwszy start od ponad roku mogę zaliczyć do udanych . Udało się zwalczyć totalne zmęczenie i zwątpienie na pierwszych 4-5 rundach i później jakoś to poszło. Generalnie jak zwykle niezły start i pierwsza, a nawet pierwsze 2 pętle, ale później mocniejsi zawodnicy (m.in Zwirek) mnie dogonili i sobie pojechali. Przez kilka kółek jechałem kilkanaście sekund przed Adamem, kręciliśmy dokładnie takim samym tempem. No ale później wyszedł brak kondycji i Adam także pocisnął mnie bez żadnego problemu. Jestem zadowolony z 11 miejsca, ale to tylko statystyka, kilku mocniejszych ode mnie zawodników dziś nie ukończyło.