Długo wyczekiwany przez lubelskie środowisko MTB, Lublin City Race przyciągnął czołówkę kolarzy górskich z Lublina, kilku mocnych zawodników spoza Koziego Grodu oraz całą rzeszę kibiców. Magia miejsca zrobiła swoje i mimo obaw związanych z niebezpieczną trasą, w ostatniej chwili zdecydowałem się na start. Wyścig rozgrywany był na Starym Mieście w Lublinie. Wąskie uliczki między kamienicami oraz brukowa nawierzchnia i schody, po których trzeba było zarówno wjeżdżać jak i z nich zjeżdżać sprawiały, że rywalizacja była trudna a przez to bardzo widowiskowa. Zawody odbywały się w formule XCE, łączącej cechy XC oraz 4X. Startowaliśmy czwórkami i mieliśmy do pokonania jedną pętlę o długości blisko 1km. Dwóch pierwszych zawodników przechodziło do następnej fazy pucharowej a pozostali dwaj odpadali z dalszej rywalizacji.
Na początku rywalizowałem z Damianem z LKKG oraz Zbyszkiem, podobnie jak w kilku pozostałych wyścigach pierwszej rundy na starcie nie pojawił się czwarty zawodnik. Wystartowałem ostro, ale przez chwilę miałem wątpliwości czy nie przekroczyłem linii dzielącej dwa tory. Żeby uniknąć ewentualnej dyskwalifikacji przepuściłem Zbyszka i przez kamienicę przejechałem jako drugi. Najtrudniejszy element trasy, czyli wskoczenie na schodki na Placu po Farze oraz przejazd po żwirku trzymałem się tuż za Zbyszkiem, jednocześnie uważając na jadącego za mną Damiana. Zjeżdżając po schodach z Placu po Farze zaatakowałem na pełnym gazie i tuż przed wjazdem w najwęższą lubelską ulicę Ku Farze, wyszedłem na prowadzenie i co sił pognałem przed siebie, zyskując bezpieczną przewagę nad chłopakami, którą spokojnie dowiozłem do mety.
W 1/8 finału czekało na mnie dużo trudniejsze zadanie, gdyż startowałem z Tomkiem Balą, jednym z największych faworytów do zwycięstwa. Oprócz Tomka, w mojej czwórce znowu jechał Damian, oraz Andrzej Cywiński. Podobnie jak w pierwszym wyścigu zająłem zewnętrzny tor i po mocnym starcie niespodziewanie objąłem prowadzenie. Dopiero na technicznym odcinku Placu po Farze wyprzedził mnie Tomek, ale pozostali zawodnicy do końca wyścigu musieli oglądać moje plecy. Na metę wpadłem chwilę za Tomkiem, za to ponownie wyprzedziłem faworyzowanego Damiana, sprawiając małą niespodziankę.
Ostatnim dla mnie wyścigiem była walka o półfinał. Niestety na tym etapie rywalizacji miałem już bardzo małe szanse na awans, gdyż oprócz Tomka Bali na linii stanął prezes LKKG Michał, zaliczany do szerokiego grona faworytów, oraz jego klubowy kolega Bartek. Tym razem ulubiony, skrajny tor nic nie dał i znalazłem się na trzeciej pozycji. Tomek z Michałem zgodnie z przewidywaniami odjechali, mnie w drugiej połowie trasy wyprzedził jeszcze Bartek i na trzech wyścigach i ćwierćfinale zakończyłem rywalizację w drugim takim (po Jeleniej Górze) wyścigu w Polsce.
Podsumowując imprezę trzeba zaznaczyć, że panowała bardzo dobra, rodzinna atmosfera. Większość zawodników z Lubelszczyzny, wszyscy bardzo dobrze się znamy, więc wzajemnie się dopingowaliśmy i zagrzewaliśmy do boju. Dodatkowo obstawą trasy zajęli się forumowicze z Rowerowego Lublina, którym bardzo serdecznie dziękuję za doping. Nie raz słyszałem na trasie głośne okrzyki „Dawaj Kermit”, dzięki którym siła w nogach od razu rosła :) Myślę, że Lublin City Race był świetną promocją zarówno dla miasta jak i kolarstwa. Wspaniała, słoneczna pogoda sprawiła, że przez Stare Miasto przewinął się tłum ludzi, większość z nich pewnie przypadkowo trafiła na wyścig, ale reakcje w przytłaczającej większości były pozytywne. Ja cieszę się z 13 miejsca, przed startem nie spodziewałem się, że zajdę tak daleko w rywalizacji na własnym podwórku, ale dzięki sprytowi i odrobinie szczęścia udało się wykręcić wynik, z którego spokojnie mogę być zadowolony. Na koniec gratuluję zwycięzcom i dziękuję wszystkim za rywalizację oraz przygotowanie wyścigu, było rewelacyjnie!