Po czterech latach od mojego debiutu z wyścigach MTB, powróciłem w miejsce, w którym wszystko się zaczęło. To właśnie w Grand Prix Puław, na wiosnę 2008, zaliczyłem swój pierwszy wyścig. Pamiętam, że było wtedy ogromne błoto, do tego zimno i deszczowo, po raz pierwszy od kilku lat siedziałem na rowerze górskim i zająłem siódme miejsce. Miesiąc później wystartowałem tam ponownie i do niedawna były to moje jedyne starty w GP Puław. W obecnym sezonie w końcu wszystko zagrało i mimo, że nie przepadam za XC to ponownie stanąłem na starcie „Puławskiego Czempionatu”, jak żartobliwie nazywane jest przez zawodników GP Puław. A ci zawodnicy to nie byle kto, bo jak zwykle na wyścigu pojawiła się się większość ludzi z lokalnej czołówki.
Po rozgrzewce i trzykrotnym przejechaniu pętli stajemy na starcie. Warunki do ścigania idealne, jest ciepło i sucho, trasa mimo dwóch podbiegów bardzo fajna i dobrze oznaczona. Wszyscy zrelaksowani czekamy na start. Razem z moją kategorią (17-30), startują zawodnicy 15-16 a chwilę po nas 31+. 8 okrążeń przed nami, startujemy! Wpinam się dosyć szybko i w las wjeżdżam na dobrej pozycji. Jedziemy jeden za drugim, bezpośrednio przede mną Kamil z Bike Boys i Żwirek. Tempo idealne, wydaje mi się nawet, że jakoś dziwnie spokojne. Postanawiam spokojnie wejść w wyścig i nie szarpać się od początku o każdą pozycję. Gdy stawka rozciąga się coraz bardziej przeskakuję Żwirka i dochodzę do Bartka z LKKG i Szymka z Erkado. Dosyć długo jadę za nimi, jednocześnie widzę, że za mną robi się coraz większa przestrzeń, Żwirek i reszta zostają. Od czasu do czasu Szymek ucieka mi trochę do przodu, ale za każdym razem spokojnie go doganiam.
Coraz bardziej czuję, że jest pod nogą. Postanawiam przyspieszyć, za pierwszym razem gdy wyprzedzam Szymka ten odzyskuje pozycję, ale gdy powtarzam manewr, okazuje się, że ten puszcza i dalej jadę już tylko z Bartkiem. Wyprzedza nas Seba. Z Bartkiem sytuacja podobna jak z Szymkiem, pierwszym razem dogania, więc postanawiam się za nim wieźć, ale na półtora okrążenia przed końcem zdecydowanie atakuję i zostawiam go za sobą. Na ostatnim okrążeniu widzę przed sobą Sebę, który po chwili zsiada z roweru. Poluzowała mu się kierownica i nie ma kontroli nad rowerem. Na wszelki wypadek przyciskam mocniej i jadę tak do mety, na którą wjeżdżam czwarty.
Wow, jestem zaskoczony, bo nie spodziewałem się, ani tak dobrej dyspozycji, ani tak wysokiego miejsca. Nie udało się wjechać na podium, ale to jeszcze zdecydowanie za wysokie progi. Z wyścigu jestem bardzo zadowolony, nie było „martwych” momentów, noga podawała i mogłem skutecznie reagować na to, co dzieje się na trasie. O dziwo dobrze szło mi także na technicznych fragmentach i na zjazdach, gdzie z rundy na rundę coraz mniej przydawały się hample. Następne Grand Prix Puław 18 sierpnia, oczywiście z moim udziałem, natomiast już w najbliższą niedzielę ŚLR w Zagnańsku :)