Bardzo chciałem pojechać na wyścig w Nowej Dębie, bo byłem tam cztery lata temu i utkwiła mi w pamięci bardzo fajna trasa. Zainteresowanie wśród Lublinian było niestety zerowe, ale w ostatniej chwili na start namówiłem Szymka Skrzypczaka i pojechaliśmy. Na miejscu znajome twarze (m.in. Filip Owczarek z Gośką oraz chłopaki z Rzeszowa, czyli Tomek Biesiadecki, Janusz Łodej i Tomek Kargol z Shimano), dobra muza (m.in Zeppelini, wow!) i ciepło :)
Rejestracja, bez zbędnych formalności, szybka, przebieramy się i na trasę. Tym razem z jednej górki organizatorzy wycisnęli znacznie więcej i trzykilometrowa runda od razu przypada mi do gustu. Sporo podjazdów, masa zakrętów i zero sztucznych przeszkód to dokładnie tak jak lubię :) Może odrobinę zbyt łatwo technicznie, ale lepiej tak niż przegiąć w drugą stronę…
Dwie pętle na rozgrzewce zrobiłem w 24 minuty, więc obliczyłem, że skoro na wyścigu jest 11 rund to jedna zajmie pewnie około 10 minut, czyli zapowiadało się 1:50 jazdy – mocne przegięcie jak na XC. Do tego sędziowie nie dali sobie przemówić do rozsądku żeby puścić nas razem z Mastersami i zrobić po 9 okrążeń dla wszystkich. No cóż, nie pierwszy raz spotkałem się z ludźmi, którzy robią wyścig i liczą się z podpowiedziami zawodników, ale cóż, takimi prawami rządzą się ogóry :D Po jeszcze jednej rundce zapoznawczej (tzw. oficjalny objazd trasy ;D) ustawiamy się na starcie. Przez rozbicie kategorii, liczba osób w moim wyścigu nie osiąga nawet 10, będzie zatem mniej ciekawie, ale cóż, o zwycięstwo i tak będzie się z kim ścigać.
Startujemy! Szybko formuje się pierwsza czwórka. Szymon Brzoza trochę odjeżdża, Tomek Biesiadecki zalicza lekkiego klina, więc gonię z Szymkiem. Nasza strata szybko robi się kilkunastosekundowa, więc musimy się sprężyć. Niestety Szymek jest dzisiaj dla mnie za mocny i szybko tracę z nim kontakt. Na początku drugiej rundy zostaję sam, kilkanaście sekund za mną goni Tomek Biesiadecki. Zamierzam szybko wyrobić sobie nad nim bezpieczną przewagę żeby porzucił myśl walki o podium. Jadę wyraźnie szybciej od niego i już po pierwszych rundach wiem, że podium jest pewne. Niestety liderzy coraz bardziej się oddalają. Próbuję złapać rytm i nawiązać walkę, ale przeziębienie i brak treningów w ostatnim tygodniu dają o sobie znać.
Jadę równo, rundy pokonuję w zbliżonym czasie, doganiają mnie chłopaki z kategorii 30+, którzy wystartowali chwilę po nas i mają do przejechania tylko 7 rund. Czuć, że ich tempo jest wyższe. Jedną pętlę wiozę się za Grześkiem Sową, później 1,5 rundy solo i jeszcze pół za Januszem Łodejem. Zaczynam zbliżać się do wicelidera, ale i tak jest to spory dystans. Coraz trudniej o koncentrację i przydarzają się małe błędy. Cztery ostatnie rundy każdy z naszej czołowej trójki pokonuje zdecydowanie wolniej.
Ostatecznie na metę wjeżdżam trzeci w elicie z czasem 1:55:33, ze stratą 4:33 do zwycięzcy Szymka Skrzypczaka (to prawie 25 sek. straty na rundę ;/) i 2:07 za drugim Szymkiem Brzozą. Nad czwartym Tomkiem Biesiadeckim mam 7:31 przewagi. To był ekstremalnie długi wyścig jak na XC, ale jeśli chodzi o samą trasę to na pewno nie można mieć zastrzeżeń – mi się bardzo podobała, brawo :) Szkoda, że na puławskim Czempionacie nie potrafią wycisnąć tyle z terenu. Mimo tego, że na dekorację trzeba było czekać dosyć długo a nagrody były łagodnie mówiąc słabiutkie to i tak organizacja była całkiem niezła i chociażby dla samej trasy warto było przyjechać :) Jak termin mi podpasuje to za rok też pewnie się tam pojawię. Oby w lepszej formie :)