Sezon 2013 już za mną, więc czas na podsumowanie. Podobnie jak przed rokiem wystartowałem w 24 wyścigach, co było dosyć karkołomnym pomysłem. Zimowe przygotowania przebiegały profesjonalnie jak nigdy. Każdego dnia wiedziałem co mam robić i konsekwentnie dążyłem do zbudowania formy, która pozwoli mi na zajmowanie dużo lepszych miejsc niż w poprzednich sezonach. Po wzorowo przepracowanej zimie przyszły pierwsze starty, które zapowiadały naprawdę dobry sezon. Dobre występy w ŚLR i Cyklokarpatach i super wynik na Gwieździe Mazurskiej sprawiły, że pierwszą część sezonu mogłem zaliczyć do udanych. Niestety skutki bardzo napiętego kalendarza wiosennego zaczęły wychodzić w lecie i mimo przyzwoitych wyników czułem, że noga nie jest już tak świeża jak na przełomie maja i czerwca. Przed ostatnią częścią sezonu zrobiłem sobie dwa tygodnie przerwy od ścigania. Nie dały one zbyt wiele, ale przynajmniej wyścig w Mielniku mogę spokojnie zaliczyć do udanych.
Jeśli chodzi o rozliczenie celów założonych sobie przed sezonem to mam dosyć mieszane uczucia. Patrząc z jednej strony: tylko raz bylem w drugiej dziesiątce open ŚLR, co na pewno jest słabym wynikiem. Z drugiej strony konkurencja w tym roku była dużo mocniejsza, więc miejsca na początku drugiej dziesiątki to solidny wynik, tym bardziej, że w generalce Elity awansowałem o jedno miejsce – na 12. pozycję. W Cyklokarpatach nie dokończyłem generalki, trochę mi tego szkoda, ale tak wyszło i nie ma co przeżywać. Pewnie gdybym wystartował w Jaśle to skończyłbym 12. w M2 i 18. Open. Zważywszy na to, że tamtejsze trasy ze względu na swoją długość raczej mnie nie premiowały to byłby to także całkiem niezły wynik, tym bardziej, że aż trzy razy byłem w drugiej dziesiątce, a o pierwszej brakowało naprawdę niewiele.
Najlepsze wyniki w sezonie wykręciłem o dziwo na imprezach, których początkowo nie znalazły się w kalendarzu, czyli Gwieździe Mazurskiej (3. M2, dwa etapy na podium), Pucharze Lubelszczyzny w Maratonie (1. miejsce w generalce Elity) i Mistrzostwach Województwa w XC (1. miejsce w Elicie). Do tego dwa podia w GP Puław i jedno w Maratonach Kresowych (co już było zupełną niespodzianką) sprawiły, że mimo pewnego niedosytu sezon mogę zaliczyć do udanych. Chociaż kilka dobrych wyników cieszy (oprócz wyżej wspomnianych, także bardzo dobre maratony w Nowinach i Strzyżowie) to największym pozytywem tego sezonu było przekonanie się, że przy mądrym treningu, odpowiedniej motywacji i wysokim poziomie zaangażowania można uzyskać spory progres i zbudować całkiem dobrą formę. Ta świadomość będzie mi towarzyszyła w przygotowaniach do kolejnego sezonu, z którym wiąże jeszcze większe nadzieje, ale o tym pewnie za kilka tygodni. Łącznie od początku roku do końca ostatniego tygodnia startowego zaliczyłem 495h treningów (w tym 43h siłowni – styczeń–maj) i wyścigów.
Co zapamiętam z tego sezonu:
- Daleszyce i dużą moc w nogach podczas pierwszego startu w sezonie, walkę jak równy z równym z zawodnikami, którzy przed rokiem objeżdżali mnie jak chcieli, ogromny postęp widoczny gołym okiem, głupio przegrany finish i to, że uwierzyłem we własne siły
- Przemyśl i fatalną organizację Cyklokarpat, trasę, która w ogóle nie zrobiła na mnie wrażenia i hostessy jako jedyny jasny punkt zawodów
- Sandomierz i zgubienie trasy, które kosztowało sporo miejsc i sił, oraz niepozorną trasę, na której tak jak przed rokiem ujechałem się na maksa
- Wojnicz, dużo lepszą organizację niż w Przemyślu i świetne pierogi
- Puławy, podbiegi i nadzwyczaj dobrze oznaczoną trasę
- Nowiny i kultową trasę pure MTB. Kryzys do 40km, cudowny przypływ sił w drugiej połowie maratonu i mordercze podjazdy do samego końca, na których dochodziłem kolejnych rywali
- Gwiazdę Mazurską, podium na czasówce, prawie zmieloną przerzutkę na I etapie, udaną walkę o powrót na trzecie miejsce w generalce i podium na II etapie, morderczą walkę i udaną obronę podium w generalce na III etapie oraz długi weekend spędzony w świetnym towarzystwie
- Strzyżów, świetną trasę, hardkorowe podejście w błotnym wąwozie, kolejny cudowny przypływ sił i awans o ponad 20 miejsc w II poł. dystansu oraz pierwszą dekorację na górskim maratonie
- Family Cup w Lublinie i kolizję na starcie, w której na szczęście nie uczestniczyłem, ale przez którą straciłem kontakt z czołówką i szansę na upragnione podium na własnym terenie
- Puławy i podium na pocieszenie po nieudanym starcie w Lublinie
- Wilkołaz i pierwszy od 2009 wyścig szosowy, niestety bez fajerwerków
- Suchedniów i wszechobecne błoto, które zamieniło zwykłą, pagórkowatą trasę ŚLR w rzeź niewiniątek i 5h wycieńczającej jazdy
- Pruchnik i straszny niedosyt po maratonie, w którym meta pojawiła się tuż po tym jak się rozkręciłem
- Chełm, start na spontanie z II sektora, nadspodziewanie dobrą jazdę na drugi dzień po Cyklokarpatach, zmodyfikowaną na plus trasę i jedno z większych zagięć w sezonie
- Zagnańsk, dzwona, przez który o mały włos nie połamałem ramy i wcale nie tak nudną trasę
- Urszulin, ekstremalnie wysoką temperaturę na ekstremalnie płaskiej i piaszczystej trasie
- Komańczę i świetną interwałową końcówkę, na trasie z wielkim potencjałem, niestety dużo za krótkiej
- Puławy i znakomity wyścig, w którym byłem w końcu jednym z tych, którzy rozdawali karty i do samego końca miałem szanse na sprawienie niespodzianki
- Kraśniczyn i najlepiej zorganizowany wyścig, w jakim kiedykolwiek startowałem. Trasa, ogromne zaangażowanie ludzi, piękna pogoda, świetna atmosfera i nawet profesjonalny masaż po wyścigu. Takie rzeczy pozostają w pamięci na bardzo długo
- Kraśnik i zwycięskie Mistrzostwa Województwa w XC, które okazały się jednym z największych ogórków w jakich startowałem
- Puławy, mocno zmienioną trasę i wyjątkowo mocną obsadę
- Mielnik i świetny wyścig,w którym na udział zdecydowałem się pół godziny przed startem, w dodatku wybierając krótki dystans, co okazało się strzałem w dziesiątkę
- Kielce i znakomitą, wymagającą trasę, która obnażyła mój brak brak formy w końcówce sezonu oraz przestrogę żeby już nigdy, przenigdy nie startować „na długo”
- Puławy i udane zakończenie sezonu na trasie ułożonej „w ósemkę”
Najlepsze trasy: Nowiny, Daleszyce, Strzyżów, Kielce, Kraśniczyn
Najlepiej pojechane wyścigi: Nowiny, Strzyżów, Daleszyce, Gwiazda Mazurska, Mielnik
Najlepsza organizacja: Kraśniczyn, ŚLR całościowo, Strzyżów
Najważniejsze osiągnięcia:
Puchar Lubelszczyzny w Maratonie MTB – klas. generalna – 1. Elita (3x 1. miejsce)
Mistrzostwa Woj. Lubelskiego MTB XCO – 1. Elita
Maraton Kresowy w Mielniku – 2. Elita
Gwiazda Mazurska – klas. generalna – 3. M2 (2x 3. miejsce)
Grand Prix Puław MTB – klas. generalna – 4. Elita (2x 3. miejsce)
Świętokrzyska Liga Rowerowa – klas. generalna – 12. Elita
Na koniec dziękuję ludziom, dzięki którym ten sezon był tak udany:
- Tomkowi – za poświęcony czas i przygotowanie mnie do sezonu, plany treningowe i wiele cennych porad, dzięki którym jestem coraz lepszym kolarzem
- Pawłowi z Centrali Rowerowej – za serwisowanie moich rowerów, które nigdy nie zawiodły mnie na trasie, zarówno na wyścigach jak i na treningach
- Grześkowi z Fundacji Baran Cycling – za zaufanie i wsparcie w zakresie izotoników
- Jankowi i Dawidowi – za towarzystwo na porannych treningach, dzięki czemu sprawiały one przyjemność przez cały sezon
- Osobom, które jeździły ze mną na maratony, wszystkim zawodnikom, z którymi się ścigałem, organizatorom, wolontariuszom i fotografom – za świetną, kolarską atmosferę na wszystkich trasach
A teraz czas na roztrenowanie, kilka długich wycieczek na szosie, których tak brakowało mi przez cały sezon, wyprawy w teren w pięknej, jesiennej scenerii i mniej patrzenia na pulsometr, a więcej zabawy, podziwiania krajobrazów i odkrywania nowych ścieżek. Dziękuję bardzo za odwiedzanie mojego bloga i zapraszam za kilka tygodni, gdy ruszą przygotowania do kolejnego sezonu :) CDN.