Decyzja żeby jechać 8 godzin (ponad 550km) na wyścig który trwa 40 minut zapada w środę. Planujemy wyjazd o 19:30 w piątek, nocleg gdzieś na trasie i z rana dalszą część drogi w okolice Głogowa.
W sobotę do Nielubi docieramy po 11, późno, ale zapisujemy się i oglądamy trasę. Zapowiada się wyścig na kształt Mazovii, tylko dużo krótszy. Po przebraniu się mam niewiele czasu na rozgrzewkę i niestety już bez możliwości objechania rundy. Kręcę więc trochę po asfaltach i części trasy, która jest najbliżej startu/mety.
Wyścig się trochę opóźnia, staję na linii startu, na szczęście w pierwszym rzędzie, czyli będzie dużo łatwiej niż ostatnio w Mikołowie. Sygnał sędziego i jedziemy! Niestety, ale nie trafiam od razu w pedał i trochę zostaję, ale łapię się na końcu pierwszej grupki i tak jedziemy. Droga prowadzi ciągle szutrem. Jest bardzo wąsko i nerwowo, w dodatku pod wiatr, każdy walczy o pozycję. Szutrówka wydaje się nie kończyć, w pewnym momencie mam nawet wrażenie, że chyba pomyliliśmy trasę, bo jesteśmy gdzieś w szczerym polu.
Po 1,5km droga wreszcie zakręca, po chwili długi i szybki zjazd, zakręt w lewo i najbardziej wymagający odcinek, bo nierówny i prowadzący po trawiastej drodze, przypominającej miedzę. Kolejny skręt w lewo, znowu kilkusetmetrowa prosta, tym razem z kilkoma błotnymi kałużami i skręcamy w prawo na mającą ponad kilometr prostą w kierunku miasteczka kolarskiego. Tutaj jest z wiatrem i kręci się na najtwardszych przełożeniach, a prędkość jest powyżej 40km/h.
Końcówka rundy to zwężenie i trochę błota, późnij odcinek trawiasty z trzema przeszkodami, jeszcze trzy zakręty i prosta start-meta. Taka to właśnie trasa. Po pierwszym kółku nasza grupa liczy chyba 8 osób, na drugim zostaje zredukowana do sześciu i pod koniec tej rundy atakują bracia Bieniasze. Niestety ktoś puszcza koło i odjeżdżają. Na najdłuższej prostej próbuję jeszcze doskoczyć, ale zawieszam się między grupami i nie daję rady. Odjeżdżają i jasne jest, że zostaje tylko walka o trzecie miejsce. Trzecią rundę przejeżdżamy dosyć wolno i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu na początku kolejnego kółka, po 29 minutach słyszę dzwonienie na ostatnią rundę. Szok, bo w takich okolicznościach wyścig na pewno skończy się poniżej 40 minut.
Doskakuje do nas trzech zawodników. Tempo momentami jest ekstremalnie wolne. Na końcu długiej prostej wychodzę na zmianę i lekko przyspieszam żeby na miedzę wjechać z przodu. Plan udaje się idealnie, jadę drugi, trzymam tempo lidera naszej grupki i zbieram siły. Gdy wychodzimy na ostatnią prostą do miasteczka momentalnie atakuję i jadę wszystko co jest pod nogą. Oglądam się, puścili koło i zostają. Przyspieszam, ośka-blat i cisnę, trzecie miejsce jest na wyciągnięcie ręki. Na końcu prostej jestem pewien, że już mnie nie dogonią, mam kilka sekund przewagi i spokojnie dowożę to do końca. Na metę wjeżdżam po niecałych 39 minutach ścigania, ponad pół minuty za zwycięzcami. Jestem trzeci open i drugi w Masters I.
To był wyścig, który pojechałem bardzo dobrze. Strasznie wkurzyłem się, że nie odjechałem z chłopakami, którzy wygrali, ale po tym jak rozegrałem ostatnią rundę mogę być bardzo zadowolony :) Fajnie stać na podium Pucharu Polski :) Szkoda tylko, że cała zabawa nie miała nic wspólnego z wyścigiem przełajowym. Najważniejsze jednak, że naładowałem się dobrą energią przed kolejnymi startami, bo za tydzień dwa ważne wyścigi – Szczekociny i Koziegłowy. Tomek, Szymek, Świeżak – dzięki za wspólny wyjazd, ponad 1100km i ładnych kilkanaście godzin jazdy, ale było warto! :)