Sezon wyścigowy zaczynam za niecałe dwa miesiące, ale póki co trenuję spokojnie, bez wielkiego ciśnienia. Najważniejsze starty w II połowie sezonu, więc trzeba zachować zimną krew, żeby nie zrobić szczytu formy na Wielkanoc. Dziś zaliczyłem test mocy, czyli od zera do bohatera zajechania, żeby sprawdzić ile jest pod nogą i ustalić progi wydolnościowe dla efektywniejszego treningu. Tym razem kłute było w ucho, więc obyło się bez widoku krwi, a ja byłem prawie tak dzielny jak podczas szczepień w podstawówce ;)
Jeśli chodzi o wyniki to można powiedzieć, że moc maksymalna jest na planowanym poziomie (ujechałem 1,5 minuty na 370W), chociaż liczyłem na to, że dociągnę 370W do końca. Bardzo cieszy natomiast, że znacznie podniósł się próg tlenowy, który kończy się teraz na 280 Watach i przy 165bpm. W perspektywie długich maratonów jest to dla mnie najważniejszy parametr i będę dążył, żeby go jeszcze poprawić. Próg beztlenowy to ok. 320W i 179bpm, czyli nisko, ale jak na tę część sezonu to też nic dziwnego. Na pewno znacznie się to zmieni na wiosnę, gdy będę miał już za sobą sporą porcję tempówek „na zapieku” :)
Dziękuję Inżynierii Rowerowej za udostępnienie miejsca na test i Tomkowi za poświęcony czas. Fotka pozowana już po przebraniu w długie spodenki, byliśmy tak zaaferowani testem, że nikomu nie przyszło do głowy wyciągać telefon. No ale cóż, albo konkretna zacierka na treningu, albo grzanie tyłka w Calpe, kawki, oraz sweetfocie na fejsika i inne instagramy ;)