Lubię wyścigi, które odbywają się w mieście albo przynajmniej startują gdzieś z centrum, bo zawsze można liczyć na doping kibiców i gorącą atmosferę. W miejskim XC w Urzędowie startowałem już trzy lata temu i bardzo miło go wspominałem, gdyż wywalczyłem tam chyba pierwsze w życiu podium, po bardzo dobrym ściganiu. Gdy w tym roku dowiedziałem się, że szykuje się powtórka miejskiej edycji od razu wpisałem ją do kalendarza.
Już kilka dni przed wyścigiem mówiłem, ze do Urzędowa jadę po zwycięstwo. Jeśli mam wygrywać to gdzie jak nie na takim ogórku? Nastawienie bojowe i brak spalary dobrze wróżyły, podobnie jak zapowiadana obsada ;) Gdy rano zobaczyłem w biurze zawodów Olka zbyt mocno się nie zasmuciłem, a wręcz ucieszyłem, bo nie sztuka wygrać, gdy na starcie nie ma nikogo mocnego :) Na rozgrzewce dwukrotnie objechałem trasę, grząskie odcinki na łące nie nastrajały optymistycznie, bo nie lubię taplać się w błocie, zwłaszcza w słoneczny dzień. Reszta rozgrzewki to trening na miejskim odcinku trasy (zresztą bardzo fajnym) i rozgrzewka po szosie.
Na linii startowej Elita razem z Orlikami, pustki. Większość chłopaków z Erkado :) Czekamy na sygnał i jazda! Reakcja błyskawiczna, ale gorzej z wpięciem w pedał. Startuję z opóźnieniem i w agrafki na rynku wjeżdżam czwarty. Przy wjeździe na łąkę przesuwam się pozycję wyżej. Jadę za Olkiem, Kamilem i Maćkiem. Nerwowo, staram się wyprzedzać. Na drugą pętlę wjeżdżam już tuż za Olkiem. Jest ciasno, jedynie na łące poza miasteczkiem można wyprzedzać. Pod koniec drugiego kółka lider ma problemy z łańcuchem. Wyprzedzam go i podkręcam tempo. Przy wjeździe na czwartą pętlę Maciek zalicza wywrotkę i na czele zostaję razem z Kamilem. Ciągle jadę pierwszy i dyktuję tempo.
Pod koniec szóstej pętli to ja mam problem z łańcuchem, który klinuje się między kasetą a widełkami. Tracę przez to blisko kilkadziesiąt sekund, ale naprawiam i ruszam w pogoń. Cisnę mocno, żeby szybko dojść Kamila. Na łące można zyskać najwięcej, dlatego tam jadę nie przejmując się zbytnio kałużami. Niestety gdy już trochę odrobiłem zasysa mi przednie koło w błotną dziurę i zaliczam OTB. Szybko wskakuję na rower, ale Kamil znowu jest daleko. Cisnę jeszcze mocniej, wiem, że wyścig jest jeszcze do wygrania.
Przed wjazdem na ostatnią pętlę doganiam Kamila i bez kalkulowania wyprzedzam. Gdy jedziemy przez łąkę rozmawiamy, bo nie jesteśmy pewni ile kółek nam zostało, wygląda na to, że jedziemy przedostatnie, więc nie forsuję tempa. Gdy dojeżdżamy do rynku słyszę bardzo głośnych kibiców, dociera do mnie, że to może być końcówka, bo miejscowi dopingują Kamila, który jest z Urzędowa. Jadę jednak tak żeby wjechać na kolejną pętlę i dopiero na ostatnim wirażu sędziowie pokazują, żeby skręcać na metę. Słyszę, że Kamil się rozpędza, ale przyspieszam, odpieram atak i na metę wjeżdżam pierwszy. Wygrałem cały wyścig, nie tylko kategorię! Jestem bardzo zadowolony, bo plan wykonałem w 100%.
Dziękuję wszystkim zawodnikom za rywalizację i organizatorom za organizację fajnego wyścigu. Noga nie była najlepsza, ale przy odrobinie szczęścia wystarczyła na ogolenie ogóra :) Kolejny start w lubelskim maratonie MTB, o sukces będzie dużo trudniej, ale będę walczył o to, żeby pierwszą (nadspodziewanie dobrą!) część sezonu zakończyć mocnym akcentem :)