Tag: Duathlon

2017.08.13 – Biłgorajski Cross Duathlon

Początkowo na długi weekend sierpniowy miałem inne plany startowe, ale plany są po to, żeby je modyfikować. W duathlonie w Biłgoraju startowałem już dwa razy i bardzo miło wspominałem te zawody, dlatego ostatecznie zdecydowałem się na kolejne biegowo-rowerowe wyzwanie.

Z Kielc do Biłgoraja wybrałem się oczywiście z Anetą, żeby w razie mojego niepowodzenia przywieźć jakiś puchar za pierwsze miejsce ;) Znam trasę zawodów i wiem, że jest łatwa, dlatego mam nadzieję, że zapowiadane deszcze zrobią co trzeba żeby utrudnić zadanie biegaczom. Niestety na objeździe okazuje się, że w ogóle nie ma błota i jest szybko. W przeciwieństwie do poprzednich lat jest też chłodno.

Przychodzi godzina 11 i startujemy. Tradycyjnie dobrze zaczynam bieg i jestem w czołówce. Tempo jest wysokie, ale biegnie mi się nadspodziewanie dobrze. Na przestrzeni kilometrów stawka się rozciąga, ale wciąż wśród zawodników z kategorii solo jestem w okolicach podium. Pierwszą konkurencję kończę czwarty solo i dziewiąty open z czasem 20:42 na 5,2km. W strefie zmian przyzwoicie, ale bez szału, po czym wskakuję na rower i razem z Marcinem Bigorajem (wbiegliśmy po sobie do strefy) ruszamy w pogoń. Współpraca układa się dobrze i współpracujemy przez około połowę pierwszego kółka, ale po zamieszaniu na singlach, gdzie dochodzimy kilku zawodników Marcin zostaje.

Bez oglądania się cisnę mocno, ale na plecach mam jednego z rywali, których dogoniłem. Niestety jest on zbyt słaby żeby dawać mocne zmiany i zbyt mocny żeby go urwać. Jedziemy tak razem przekonani, że prowadzimy, aż na przedostatnim kółku doganiamy rzeczywistego lidera. Na ostatniej rundzie doskakuje do nas Artur Kozak, który jedzie w sztafecie i na jego kole wieziemy się do strefy zmian. Na ostatnim kilometrze odjeżdżam z Arturem nadrabiając nieznacznie nad moim rywalem w kategorii solo, ale w strefie zmian i tak cała czołowa trójka kategorii solo się zjeżdża. Czas pierwszej zmiany i 21km etapu rowerowego to 43:27, najlepszy wśród solistów. Druga zmiana zajmuje mi kilka sekund za dużo, bo zaciskana sznurówka się psuje i muszę ją zawiązać w tradycyjny sposób.

 

Finałowy bieg rozpoczynam ze stratą kilkudziesięciu metrów do lidera, tuż za mną rywal, z którym pokonałem większość odcinka rowerowego. Obydwaj są zdecydowanie szybsi ode mnie, ale przez pierwszy kilometr biegnę przyklejony do gościa na drugim miejscu. Przy skręcie na małe kółko biegowe zaczynam już tracić dystans i od tego czasu walczę już tylko o utrzymanie podium. Na szczęście niezagrożony dowożę na metę trzecie miejsce (druga zmiana plus bieg 2,8km to 13:01 i 13. wynik solo). Łączny czas 1:17:11, ponad trzy minuty szybciej niż przed rokiem, ale miejsce znowu 3. open i 2. w kategorii wiekowej. Chciałem zwyciężyć, ale z podium jestem szczerze zadowolony. Najbardziej cieszy mnie o wiele lepszy czas biegów niż to było na poprzednich duathlonach. Biorąc pod uwagę, że jest jeszcze spore pole do poprawy nie rezygnuję z myśli o zwycięstwie w takich zawodach w kolejnych sezonach :) Ogromne gratulacje należą się Anecie, która zwyciężyła w trzecim duathlonie z rzędu. Ma zdrowie dziewczyna!

Co do podsumowania. Kiedy piszę te słowa (a jest środa po wyścigu) ledwo chodzę, strasznie bolą mnie uda i o dziwo ramiona. Czy było warto? Tak! I nie chodzi bynajmniej o plastikowy pucharek i więcej niż zwykle lajków na Instagramie. Kolejny raz mogłem się sprawdzić i powalczyć, a zupełnie inaczej walczy się o ósme czy piętnaste miejsce, a zupełnie inaczej gdy zwycięstwo jest w zasięgu. Tym razem było. Pod koniec etapu rowerowego nawet prowadziłem, ale przewaga była zbyt mała żeby obronić ją podczas ostatniego biegania. Przyjdzie taki czas, że poprawię bieganie i wygram ten duathlon, póki co buty biegowe chowam głęboko do szafy i jadę dalej. W niedzielę Metrobikes.pl MTB Cross Maraton w Bodzentynie.

2016.04.24 – Kraśnik – Metrobikes Cross Duathlon

2016.04.24Drugi start w ten sam weekend to zawsze wielka niewiadoma. Tym bardziej, że tym razem do roweru doszło także bieganie, z którym nie miałem do czynienia od ostatniego City Traila, czyli ponad dwa miesiące. Po sobotnim teście na XC w Puławach byłem jednak optymistycznie nastawiony do wyścigu i do Kraśnika jechałem walczyć co najmniej o podium. Wiedziałem, że nie będzie tak łatwo jak na ostatnim duathlonie w Annopolu, gdzie trasa była wymarzona dla kolarzy. Tym razem zapowiadało się płasko i łatwo, więc teoretycznie warunki sprzyjające biegaczom.

Na rozgrzewce objechałem pętlę i obawy się potwierdziły – trasa technicznie banalna. Patrząc po zawodnikach na starcie, spodziewałem się twardej walki z Marcinem Mazurkiem z TriClubu. Co do reszty to nie mogłem nic powiedzieć, bo nie kojarzyłem wszystkich, a ci, których znałem wydawali się do pokonania. Przynajmniej na rowerze, bo z bieganiem to zawsze różnie może być :D

Ostatnie chwile przed startem to jeszcze króciutki truchcik. Wszystko przygotowane w strefie zmian, staję na linii, sygnał i ciśniemy. Zaczynam równo ze wszystkimi, czyli trochę za mocno. Gdy wybiegam ze stadionu jest już kilka osób przede mną, o dziwo wyprzedzają mnie także chłopaki z LKKG: Damian, a po chwili także Filip. Damian się oddala, ale z Filipem biegnę spory odcinek. W grupce jest też Kornel ze sztafety z Danielem. W ogóle zawodnicy ze sztafety trochę zaciemniają obraz rywalizacji, bo nie wiem ile osób solo jest przede mną. Mniej więcej w połowie biegu łapię odpowiedni rytm i jakoś to wygląda. Marcin Mazurek co prawda coraz bardziej się oddala, mam go w zasięgu wzroku tylko na długich prostych, ale za to uciekam Filipowi i około 1,5km przed końcem biegu doganiam i wyprzedzam Damiana. Do strefy zmian dobiegam jako ósmy, a sama zmiana zdecydowanie do poprawy. Gdyby stacje telewizyjne na żywo transmitowały moje zmagania to pewnie ucieszyłyby się, że mogą zamieścić obszerny blok reklamowy ;)

Na rower wskakuję niczym zawodowy przełajowiec i ruszam w pogoń za liderami. Kręcę naprawdę mocno i równo, co chwilę wyprzedzając zawodników przede mną. Na drugim okrążeniu rowerowym widzę już Marcina Mazurka w oddali i pod koniec tej rundy go doganiam. Jedziemy razem, ale przed nami na pewno jest ktoś jeszcze. Daję mocne zmiany, ale jestem trochę w patowej sytuacji. Wiem, że jak dojedziemy razem to Marcin pokona mnie w biegu. Próbuję kilka razy kontrolnie szarpnąć, ale jest na tyle silny, że nie strzeli z koła. Pozostaje dyktować mocne tempo w nadziei, że dojdziemy gościa przed nami. Pod koniec ostatniej rowerowej rundy postanawiam trochę odjechać żeby mieć przewagę przed zmianą. Mimo to znowu guzdram się niemiłosiernie, jeszcze bardziej niż za pierwszym razem. Zgrabiałe od zimna palce z trudem zdejmują kask i zawiązują buty biegowe.

Ze strefy zmian wybiegam tuż za Marcinem. Za stadionem słyszę, że jestem trzeci. Niestety goni mnie jakiś mocny biegacz i po niecałym kilometrze biegu wyprzedza. Staram się trzymać za nim, ale podium open się oddala. Po rowerze mam na tyle dużą przewagę (nie widzę nikogo za sobą), że mogę bez kalkulowania skupić się na pogoni. Dzisiaj jestem jednak za słaby i ostatecznie wbiegam na metę z czasem 1:20:20, czwarty open i drugi w kategorii do 30 lat :) Do zwycięzcy open tracę 1:44, a do zwycięzcy kategorii 0:32. Przy sprawniejszych zmianach zwycięstwo w kategorii było osiągalne, ale do zwycięstwa open na tej trasie muszę biegać znacznie szybciej. Spośród całej stawki miałem dopiero 18. łączny czas drugiej zmiany i drugiego biegu, czyli gorzej niż tragicznie. W sezonie nie skupiam się na treningu biegowym, więc pewnie znacznej poprawy w tym elemencie nie będzie. Za to żeby liczyć się w Biłgoraju to zmiany muszę poprawić koniecznie!

Jakby nie patrzeć ten Duathlon pozytywnie zapisze mi się w pamięci, a to z powodu występu Anety, która wśród kobiet zwyciężyła w wielkim stylu! To było niezwykłe móc zobaczyć jej radość na mecie gdy dowiedziała się, że jest pierwsza! :) Po biegu była druga, ale na rowerze rozwaliła system i wyrobiła ogromną przewagę przed finałowym biegiem :) Tym większe słowa uznania, że startowała na pożyczonym ode mnie góralu, a w terenie nie czuje się zbyt pewnie. Gratulacje!

Na koniec dziękuję Grześkowi Baranowi za zorganizowanie fajnych zawodów. Mimo kiepskiej aury frekwencja dopisała i widać, że wszyscy byli zadowoleni. Kolejny Metrobikes Cross Duathlon w sierpniu w Biłgoraju. Jeśli jeździsz na rowerze i biegasz to wystartuj koniecznie. Zabawa jest przednia, a satysfakcja ogromna, gwarantuję! :)

2015.09.27 – Annopol – Cross Duathlon

2015.09.27Przed drugim duathlonem w tym roku wiedziałem już mniej więcej co mnie czeka, ale nie spodziewałem się raczej wysokiego miejsca. Nie wiedziałem kompletnie jak pójdzie bieganie, spokojny natomiast byłem jeśli chodzi o formę rowerową. Dodatkowo motywowała mnie chęć odbicia sobie kiepskiej jazdy na rowerze z biłgorajskiej edycji. Dużo bardziej techniczna trasa, z wieloma piaszczystymi odcinkami dawała nadzieję na zyskanie przewagi nad biegaczami i zamierzałem ten fakt wykorzystać. Celem minimum było podium w M2 :)

Po uważnym wybraniu miejsca w strefie zmian objeżdżam trasę, robię krótką rozgrzewkę biegową i ustawiam się na starcie. Po kilometrze biegu mam fatalne odczucia, niby biegnę, ale jest bardzo trudno i zaczynam mieć czarne myśli. Szybko jednak biorę się w garść i walczę. Po około 2km wraz z Krzyśkiem Grucą i Arkiem Kraską doganiamy Marcina Bigoraja i jakiegoś biegacza ze sztafety. Przez kilka minut trzymam się grupki, ale ostatni kilometr odpuszczam kontrolując sytuację na radar ;) Do strefy zmian wbiegam z planową stratą, 10. open i 7. solo, jest dobrze. Gorzej za to wypada zmiana. Na bieg niepotrzebnie założyłem długie rękawiczki i okulary, które i tak muszę zdejmować żeby ogarnąć zmianę butów i założenie kasku. Kupa czasu w plecy, ale „nie ma lipy” i cisnę ostro na rowerze żeby jak najszybciej odrobić straty. Wyprzedzam kolejnych zawodników aż w lesie na największych piachach dojeżdżam do Arka. Chwilę jedziemy razem, ale za mostkiem na rzeczce, gdzie jest lekko pod górę podkręcam tempo i odjeżdżam.

Noga kręci coraz lepiej, ale ciągle nie wiem który jestem, mam wrażenie, że chyba nadspodziewanie wysoko i zbliżam się do lidera. Na kolejnych kółkach dochodzę najwolniejszych zawodników. Kilkaset metrów przed końcem etapu rowerowego przyspieszam jeszcze bardziej, bo nie mogę odmówić sobie przyjemności zdublowania jednego z zawodników sztafety Baran Cycling, jadącego na przełajówce. Dubelek założony, szybko zmieniam buty i ogień na końcówkę trasy, na którą wybiegam słysząc, że jestem drugi open. „Ale wyprułeś na ten ostatni bieg” słyszę po zawodach od kilku osób. Nie wiedzą, że chwilę po opuszczeniu miasteczka zawodów łapie mnie potężna kolka przez którą dymię jak VW i biegnę jak ostatnia oferma. Metry jednak  stopniowo uciekają, oglądam się po pierwszej długiej prostej – czysto, szanse na dobry wynik rosną.

Długa prosta do mety, wspólna dla kolarzy i biegaczy, w połowie oglądam się do tyłu i widzę białą koszulkę biegacza. Do głowy wysyłam prosty komunikat: „po moim trupie” i przyspieszam. Na metę wbiegam drugi open (1:17:12, 3:15 straty), ale niezwykle szczęśliwy i dumny z siebie, że dałem radę. Zwycięzca na pierwszym biegu „wkleił” mi 2:54, a na drugim aż 2:44 – dramat. Mimo, że na rowerze czułem moc i byłem zdecydowanie najszybszy ze wszystkich to i tak nie wystarczyło, żeby zniwelować te straty. Trzeba po prostu zacząć biegać, bo jesień się już zaczęła i wkrótce starty biegowe.

To były jedne z fajniejszych zawodów w tym sezonie. Nie dość, że na ciekawej trasie i ukończone po dobrej walce na dobrym miejscu to w dodatku  z nagrodami, które mają jakąś większą wartość niż śmierdząca drutówka czy rękawiczki 5XL ;) Dzięki wielkie dla Grześka Barana za ogarnięcie całości tego przedsięwzięcia! Tym razem kalendarz nie pozwolił żeby polecieć generalkę, ale mam nadzieję, że uda się w przyszłym roku!