Jak co roku we wrześniu Merida zaprasza swoich dealerów do Wisły, gdzie można zapoznać się z modelami na następny sezon. Nie mogło na nich zabraknąć ekipy Metrobikes.pl, którą miałem przyjemność reprezentować. Razem z Luckiem i Staszkiem, który gościnnie załapał się na imprezę, wyruszyliśmy w środowy wieczór w podróż do rodzinnej miejscowości Adama Małysza. Po przybyciu trzy godziny snu nad ranem i od 8, jako pierwsi jesteśmy już na zapleczu skoczni, gdzie wystawione są rowery do testów.
Mam plan pojeździć trochę na 29″ fullu do XC, ale jako, że są same dużo rozmiary to sięgam po najdroższego dostępnego z rana górala – carbonową Big.Seven Team na Sramie XX1, Sidzie, Fulcrumach i z siodłem Prologo. Niestety 27,5″, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – zobaczymy jak spisuje się rower na kołach w pośrednim standardzie. Lucek wybiera fulla do enduro, a Staszek fulla do XC, wszyscy mamy koła 650B”. Po dokręceniu pedałów, ustawieniu rowerów i zapakowaniu prowiantu na drogę wyruszamy spod skoczni, mając w planach pętlę po pieszych szlakach. Już na pierwszych podjazdach jestem zachwycony działaniem XX1, zmiana biegów jest płynna jak nigdy. Rower ma fajną geometrię i podjeżdża się nim bardzo przyjemnie. Co kilka minut zatrzymuję się i czekam na chłopaków, bo jednak i rowery mają cięższe i noga też nie ta ;) Coś mi jednak w tym rowerze nie gra i po pierwszych zjazdach i trudniejszych technicznie podjazdach mam już pewność, że jest to kwestia rozmiaru koła. Dzięki tej wycieczce, w trudnym wydolnościowo i technicznie terenie mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że 27,5″ nie umywa się po prostu do 29″ i swojego 3x tańszego Speca 29″ nawet na najbardziej wypasione 650B” bym nie zamienił.
Po trzech godzinach spędzonych w przepięknych okolicznościach przyrody na MTB przychodzi czas zdania rowerów i pohasania na szoskach. Mój wybór pada na Meridę Reacto Team, oczywiście na carbonowej ramie i stożkach, oraz na osprzęcie Dura-Ace. W teamowym malowaniu Lampre jest +10 do mocy :D Chłopaki także pobierają carbony i wyruszamy na traskę w kierunku Istebnej i Kubalonki. Kilka minut po starcie dopada nas deszcz, ale jazda na takim sprzęcie i w tak pięknych okolicach nie zdarza się często, więc nic sobie z tego nie robilimy i cieszymy się jazdą. Merida Reacto, która zawsze ogromnie podobała mi się wizualnie robi na mnie kolosalne wrażenie. Rower jest piekielnie sztywny, a stożki niosą jak szalone. Nawet pod górę mam wrażenie, że rower sam jedzie. Niestety z Kubalonki zjeżdżamy w deszczu i nie mogę poczuć takiej prędkości, jaką bym chciał. Gdy po dwóch godzinach oddaję rower, wiem, że była to na pewno najlepsza maszyna, na jakiej kiedykolwiek jeździłem i gdyby trafiła się w dobrej cenie to nie zawahałbym się przed jej przygarnięciem ;)
Po pierwszym dniu testowania przychodzi czas na nocleg i suszenie ciuchów, gdyż w piątkowy poranek od 8 zaczynaa się powtórka z rozrywki. Mimo prawie 2000m w nogach wstaję rześki i wypoczęty. Lucek planuje odpuścić już jazdę, Staszek pobiera 29″ wersję roweru, którym jeździłem pierwszego dnia i leci w teren, więc szykuje się dobry trening, bez oglądania się do tyłu i czekania na chłopaków :) Na tę okoliczność wybieram carbonową Meridę Sculturę na Ultegrze i niskim stożku – rower stworzony do jazdy w górach i wyruszam na zaplanowaną wcześniej trasę, która ma prowadzić w okolice Kubalonki. Przestrzeliwuję jednak jeden z zakrętów i wjeżdżam na piękną krajobrazowo drogę wzdłuż Czarnej Wisełki, która nieustannie pnie się w górę, ale niestety w pewnym momencie urywa się, co oznacza, że muszę wrócić po śladach. Mimo to było warto zabłądzić i zaliczyć tak piękny, ponad 6km podjazd. Zjeżdżając z powrotem zauważam odbicie, które przeoczyłem i wracam na planowaną trasę na Kubalonkę, a stamtąd zjeżdżam tak jak dzień wcześniej do Wisły, tym razem w dużo lepszych, choć ciągle nie idealnych warunkach :) Poezja, 6km w dół ze średnią ok. 50km/h to niezapomniane przeżycie, szkoda, że nie było idealnie sucho, bo wynik na Stravie wyglądałby dużo ciekawiej ;)
Drugą część tego krótkiego treningu miała stanowić pętelką na północ od Wisły, ale tym razem znowu błądzę, wjeżdżając blisko 1,5km podjazd po bruku. Nie jestł on łatwy do wjechania, bo nierówności potęgują zmęczenie stromizną, ale oczywiście daję radę. Tyle, że na szczycie zamiast zjazdu jest jakiś ośrodek, co oznacza, że pora na jazdę w dół tą samą drogą, w dodatku po bruku! I to jest dopiero prawdziwy test dla tego roweru i dla moich ramion. Hample mogę puścić tylko na chwilę, a później muszę zwalniać prawie do zera, rozluźnić ramiona i znowu szybko w dół. Drgania są ogromne, ale dopiero w takim terenie można docenić komfort jaki dają carbonowe ramy. Myślę, że na swojej aluminiowej szosie taki zjazd byłby prawdziwym piekłem, na carbonie natomiast poszło w miarę gładko, moja następna szosa na pewno będzie z carbonu, ale też na pewno nie będzie to Scultura. Mimo, ze jeździło mi się na niej fajnie, to jednak z Meridy moim faworytem pozostaje Reacto, która pasuje mi o niebo lepiej :)
Po zakończeniu porannego treningu, ogarnniam się szybko w ośrodku przy skoczni, który przy okazji zwiedzam, przy ciachu i kawce gadam z Waldkiem ze sklepu w Chełmie, później jeszcze chwilę z chłopakami z Meridy, po czym pakuję się w do luckowego Merola i ruszamy w drogę powrotną :) Impreza w Wiśle wypadła świetnie, super ekipa, fajne rowery i piękne tereny do jazdy. Mam nadzieję, że za rok Jacek także umożliwi mi udział w takim wypadzie :)