Tag: Puchar AZS

2012.09.02 – Lublin – XC

Wyścigi na „własnym podwórku” to świetna zabawa. Dużo znajomych, którzy dopingują cię na trasie i tworzą poprzez to świetną atmosferę, do tego możliwość wcześniejszego objechania pętli i ułożenia sobie wszystkiego w głowie przed snem, który z racji braku dojazdu może być nieco dłuższy. Kiedy dodamy do tego świetną trasę, pełną zjazdów i podjazdów oraz słoneczną pogodę i rosnącą formę to ściganie staje się czystą przyjemnością. Jest ona oczywiście okraszoną potężną dawką bólu, ale na pewno każdy z kolarzy jest w pewnym stopniu masochistą, a przełamywanie własnych słabości i parcie do przodu mimo opadania z sił jest na pewno solą tego sportu.

Wyścig na lubelskim Globusie, w większości prowadzący po stoku narciarskim był moim czwartym startem w tym miejscu, trasa względem ubiegłego roku, została nieco wydłużona i wzbogacona m.in. o trudny technicznie podjazd między drzewem a schodami oraz stromy zjazd koło hali. W sobotnie popołudnie udałem się na objazd świeżo wytyczonej trasy i spokojnym tempem przejechałem kilka pętli. Obecność znajomych z RL, LKKG i Erkado podkręcała wyścigową atmosferę.

W niedzielę z rana leniwe przygotowania do startu i po godzinie 11 zajeżdżam na miejsce zawodów. Do startu szykują się Mastersi, Juniorzy i Kobiety. Oglądam ich zmagania i kibicuję razem z pozostałymi zawodnikami. Najbardziej emocjonujący jest wyścig Elity kobiet, w którym w zaciętej walce o trzecie miejsce Patrycja z RL pokonuje Natalię z LKKG. W pozostałych kategoriach Iwo zajmuje drugie miejsce wśród juniorów a Branio pierwsze w kategorii Masters II. Przychodzi czas na Elitę mężczyzn. Jadę ostatni raz objechać trasę, noga podaje, podjeżdżam wszystko, jest dobrze.

Stajemy na starcie, serducho bije coraz mocniej, koncentracja, sygnał sędziego i ogień. Nie wystrzelam od razu jak z procy, ale na prostej po kostce brukowej idę bardzo mocno po wewnętrznej i udaje mi się łyknąć kilka osób. Na pierwszych agrafkach przebijam się jeszcze wyżej, w efekcie czego udaje się zająć niezłą pozycję. Na agrafkach Żwirek próbuje wyprzedzać, ale przewraca się tuż przede mną. Wybija mnie to trochę z rytmu, ale szybko odzyskuję tempo jazdy i przed zjazdem wyprzedzam kolejnych dwóch zawodników. Pierwsza pętla idzie całkiem nieźle, znowu wszystko podjeżdżam, chłopaki z przodu trochę uciekają, z tyłu natomiast jadą m.in. wszyscy z RL oraz Damian i Łukasz. Na kolejnych kółkach wyrabiam sobie nad nimi bezpieczną przewagę i gonię Pawła. Bardzo pomaga doping kibiców, który słyszę co chwilę. Poza tym klapki na oczach i jadę swoje, nie podpalając się zbytnio, ale mocno kręcąc korbą.

Na czwartym okrążeniu pierwszy raz widzę na pulsometrze tętno poniżej 190, jest to zresztą moje najsłabsze kółko i jedyne na którym muszę się wypinać z pedałów (przy obu najtrudniejszych podjazdach). Paweł mi trochę ucieka, ale na piątym okrążeniu przyspieszam i jestem tuż za nim. Pod koniec pętli zbliża się do nas Paweł Król z WKK i dubel jest już pewny. Walczę i krzyczę do kolegi z przodu, żeby się sprężył, bo inaczej za chwilę zdejmą nas z trasy. Na szczęście udaje się uciec Królowi spod noża i wjechać na kolejną pętlę, a tuż przed matą wyprzedzam jeszcze Pawła z LKKG. Król wyprzedza mnie dopiero przy wjeździe na stok, bez zastanowienia siadam mu na koło i próbuję utrzymać je jak najdłużej. Idę Va Banque i to się opłaca. Dopiero pod koniec agrafek nieco tracę i zostaję sam, ale za to mam już dosyć sporą przewagę nad rywalem z LKKG. Ostatnie kółko jadę szybko, prawie tak szybko jak pierwsze i po 56:49 wjeżdżam na metę siódmy w Elicie.

Kolejny raz jestem bardzo zadowolony z wyścigu, jeszcze bardziej niż po wyścigu w Urszulinie. Świetna i bardzo wymagająca trasa oraz dobre miejsce sprawiły, że nie mogło być inaczej. Gratuluję zwycięzcom we wszystkich kategoriach i dziękuję wszystkim, którzy mnie dopingowali, a także organizatorom, za bardzo dobrze zorganizowaną imprezę. Mam nadzieję, że za rok trasa będzie jeszcze trudniejsza, pogoda znowu dopisze a zawodników i kibiców będzie jeszcze więcej. Do końca sezonu zostało już tylko pięć wyścigów, najbliższy z nich to rzeszowska Skandia. Liczę na kolejny dobry występ :)

2012.08.26 – Urszulin – XC

Drugi z trzech zaplanowanych na obecny okres wyścigów XC i pierwszy z dwóch z cyklu Pucharu AZS odbył się w Urszulinie. Dzięki bliskiej lokalizacji dopisali lubelscy i puławscy zawodnicy, nie zabrakło także kolarzy z WKK, a w dodatku na starcie pojawił się Radek Rękawek z Kross Racing Team. Wyścigi kolarskie połączone były z festynem rowerowym „Polesie na Dwóch Kółkach”, co wzmagało rowerową atmosferę na stadionie w Urszulinie.

Po bardzo wczesnym przyjeździe na miejsce, Ifson i ja, jako pierwsi, zarejestrowaliśmy się w biurze zawodów tuż po jego otwarciu i objechaliśmy trasę. Po tamtych terenach nie spodziewałem się niczego nadzwyczajnego i rzeczywiście tak było. Oprócz jednej sekwencji krótkich, ale za to piaszczystych podjazdów i zjazdów (około kilometr po starcie) trasa była płaska i bardzo łatwa. Do plusów należy zaliczyć na pewno to, że duża jej część prowadziła po lesie, co zawsze sprawia, że jazda jest przyjemniejsza. O 10:30 wystartowały pierwsze wyścigi. Czekając na start Elity obserwowałem zmagania pozostałych kategorii, stacjonując głównie w namiocie chłopaków z Bike Boys, którzy odpowiadali za zaplecze techniczne festynu. W najciekawszym wyścigu – Mastersów – niespodzianek nie było. Wygrał Marek przed Tomkami (trzecie miejsce Brania), natomiast Ifson w kategorii Junior zajął dobre drugie miejsce :)

W końcu nadchodzi godzina 14, zaczynają ustawiać na starcie Elitę. Stoję w drugiej linii, zaraz za faworytami, którzy i tak są poza moim zasięgiem, więc pozycja wyjściowa bardzo dobra. Przed nami 9 okrążeń po ok 4 km, włączam pulsometr, komenda i ruszamy. Wpinam się znowu trochę późno, ale udaje się wyjechać ze stadionu na przyzwoitej pozycji. Przed wjazdem na hopki przebijam się jeszcze kilka miejsc do przodu i jadę w okolicach pierwszej dziesiątki open (jedziemy z Orlikami). Jadę z Łukaszem Karpiem i Pawłem Wieteską, chwilę po tym jak wychodzę na prowadzenie na drugiej pętli oglądam się za siebie i widzę, że chłopaki zostali. O ile Łukasz ostatnio nie jest w jakiejś specjalnej formie, o tyle brak Pawła bardzo mnie dziwi. Na trzeciej pętli widzę, że w oddali ściga mnie Bartek z Szymkiem. Doganiają mnie po dwóch okrążeniach, siadam im na koło i utrzymuję tempo. Tętno chyba pierwszy raz od początku wyścigu spada poniżej 190.

Na szóstym kółku tracę równowagę po wjeździe na hopkę i zjeżdżam poza trasę. Szybko podbiegam i wracam na szlak, ale chłopaki zyskują około 20 sekund przewagi. Gonię ich przez pół okrążenia, bo wiem, że jeśli zostanę sam to będzie mi bardzo ciężko dojechać do końca. Szybko zmniejszam przewagę i do koła na dobre udaje mi się dospawać tuż po wyjeździe z lasu. Siódma pętla bez historii, ciągle jedziemy we trójkę, natomiast na ósmej dojeżdżają do nas liderzy z WKK, zakładają dubla i w tym momencie staje się jasne, że jest to nasze ostatnie okrążenie. Ciśniemy mocnym tempem i we trzech wpadamy na metę, ja z czasem 1:29:43 zajmuję 6. miejsce w Elicie. Z wyścigu jestem zadowolony, a z samego miejsca jeszcze bardziej. W dodatku udało się z dużą przewagą odjechać pozostałym chłopakom z Rowerowego Lublina (chociaż słabsze wyniki Karcera i Żwirka można częściowo wytłumaczyć wyścigami dzień wcześniej).

Mimo, że dopiero zaczynam jeździć z pulsometrem i nie mam za bardzo punktu odniesienia to tętno 189/197 wydaje się wysokie i oprócz braku wytrenowania pokazuje, że raczej się nie oszczędzałem. Poza tym jeśli chodzi o jakieś wnioski i podsumowania to nie ma się za bardzo o czym rozpisywać. Impreza zorganizowana profesjonalnie, dużo znajomych, fajny klimat i dobre miejsce na mecie :) Gratulacje dla zwycięzców, dzięki dla Michała za użyczenie izo a dla Ifsona za robienie fotek przez cały wyścig i pożyczenie rękawiczek. Przez zapomnienie moich stylówa trochę ucierpiała, ale to nie Paryż czy Mediolan, tylko Urszulin, więc tragedii nie było :) W niedzielę ścigamy się w Lublinie, trasa na Globusie to już klasyka, ciągle z góry albo pod górę, więc na pewno będzie ciekawie :)