W obecnym świecie pełno jest cudów techniki, od najnowszych smartfonów do najbardziej kosmicznych samochodów. Mało kto jednak pamięta, że kiedyś jednym ze szczytowych osiągnięć był rower. Banalnie proste urządzenie, niezwykle ułatwiające życie. Dzięki temu wynalazkowi nie musimy już biegać jak zwierzęta w dżungli czy neandertale za mamutami. Wystarczy wygodnie usadowić się na fotelu i od czasu do czasu zakręcić nogą żeby móc z klasą, jak przystało na homo sapiens, przemieszczać się z punktu A do punktu B.
Tym większe zdziwienie może budzić fenomen biegania jako coraz częstszego sposobu na spędzanie wolnego czasu. Można by wręcz rzec, że doszliśmy do krytycznego punktu i ludzkość zaczyna cofać się w rozwoju. W końcu nie po to człowiek wymyślił koło, żeby teraz biegać jak jakieś zwierzę. Co jest więc przyczyną tego, że nawet wielu fanów dwóch kółek zamiast eksplorować nowe szlaki i chwytać wiatr we włosy, postanawia znacznie przyspieszyć zużycie swoich butów, w dodatku ryzykując wdepnięcie w g%&#o?
Coraz szybsze rowery, pozwalające na coraz wygodniejszą i efektywniejszą aktywność fizyczną powinny już dawno zesłać biegowe obuwie do skansenu. To, że tak się nie dzieje jest wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi. Wszyscy widzimy, że najlepszymi biegaczami są Afrykańczycy, a to zapewne dlatego, że na co dzień muszą biegać, bo nie mają rowerów. Pytam więc: dlaczego bieganie robi się coraz bardziej popularne? Może chodzi o chęć kontaktu z naturą? Ten argument mnie jednak nie przekonuje, rower pod tym względem sprawdza się świetnie. Chęć bycia oryginalnym? Nie, żaden szanujący się hipster nie zostanie biegaczem, to zdecydowanie zbyt mainstreamowe. Jedyne co mi przychodzi do głowy to sztuczna moda, wykreowana przez producentów obuwia w celu zbicia ogromnej kasy. Promują oni bieganie jako świetny sposób na zachowanie dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, okazję do poznania ciekawych ludzi i sposób na realizację nowych wyzwań. Tak podstępnie zwabieni ludzie w końcu kupują te buty i żądni lepszego życia zasilają armię biegaczy.
Tak więc fenomen biegania urasta w moich oczach do miana jednej z największych zagadek ludzkości, a nawet do jednej z największych teorii spiskowych. Mało efektywne, wbrew logice i technice, a jednak uwielbiane przez miliony. Co jest tego przyczyną? Masochizm, upadek ludzkości? Spisek? Nie wiem i nie sądzę żebym kiedyś rozwikłał tę zagadkę. Jednego bieganiu nie można odmówić: oprócz tego, że jest ono w miarę nieszkodliwe dla otoczenia i stosunkowo tanie to wyzwala pokaźną ilość endorfin. Może nie tak wiele jak rower, ale stanowi dla niego świetne uzupełnienie, a zarazem odskocznię. I to są w końcu jakieś logiczne argumenty za bieganiem, które jestem w stanie uznać i zdecydować się na praktykowanie tej aktywności.
PS. A jeśli chodzi o same zawody, o których powinienem jednak tutaj kilka słów napisać to było świetnie! Śniegowa sceneria, która przed biegiem napawała mnie lekkimi obawami, okazała się niegroźna. Stanąłem z przodu, od startu wystrzeliłem jak z procy i po kilometrze byłem gdzieś w okolicach 10. miejsca. Tutaj znowu dogonił mnie Damian, za którym tym razem biegłem dużo dłużej niż ostatnio. Po dwóch kilometrach złapałem swoją grupkę i postanowiłem za wszelką cenę trzymać się z nimi. Przez cały bieg czułem się świetnie i na ostatnim kilometrze zaatakowałem, zostawiłem kilka osób za sobą, a ostatnią prostą pobiegłem sprintem, wyprzedzając jeszcze jednego zawodnika. Pobiegłem idealnie taktycznie i z czasem 22:42 zająłem 19. miejsce open i 11. w kat 16-34. Rzadko kiedy jestem tak zadowolony z wyścigu jak tym razem, nawet śnieg nie stanowił dla mnie problemu i biegło mi się po nim zaskakująco płynnie. Odskocznia świetna, przedpołudnie spędzone w doborowym gronie, endorfiny doładowane, było świetnie! A po południu zrobiłem jeszcze na dokładkę 2h trening na rowerze. Jakaś hierarchia musi być ;)