2014 archive

Kalendarz startów 2014

2014.03.30Sezon startuje za dwa tygodnie, plan startów ułożyłem właściwie w styczniu i najwyższa pora puścić go w świat. Najważniejsze cele na ten rok to zwycięstwo w kat. M2 w wyścigu MTB Mazovia 24 h oraz miejsce w czołowej dziesiątce kat. solo w wyścigu szosowym Bałtyk-Bieszczady Tour (1008 km non stop). Cały sezon będzie podporządkowany tym dwóm startom. Uwielbiam długie dystanse i mam zamiar w dobrym stylu zadebiutować w powyższych imprezach. Dodatkowo, jako przygotowanie przed nimi, pojadę Mazovię 12 h, w której chcę także powalczyć o dobry wynik.

Jeśli chodzi o maratony MTB to skupiam się wyłącznie na ulubionej Lidze Świętokrzyskiej. Będę zadowolony jeśli będę w stanie regularnie przyjeżdżać w drugiej dziesiątce open. Z takimi wynikami jest szansa na załapanie się w generalce do pierwszej dziesiątki w elicie, oczywiście jak zwykle na najdłuższym dystansie Master. Wymienione zawody zostaną uzupełnione tylko o lokalne wyścigi, na czele z Lubelską Vueltą (szosowa etapówka w okolicach Parczewa) oraz weekendem w Lublinie z Eliminatorem na Starym Mieście i XCO na Globusie. Do tego XCO w Urzędowie oraz cztery wyścigi w Grand Prix Puław, które obowiązkowo musiało znaleźć się w kalendarzu.

Póki co konsekwentnie robię swoje i przygotowuję się do sezonu, kilometrów przybywa, kolejne testy potwierdzają, że treningi przynoszą efekty i z tego jestem bardzo zadowolony. Pierwsze starty pokażą jak forma kształtuje się na tle konkurencji i ile jeszcze pracy przede mną, żeby na Mazovii 24 i Bałtyk-Bieszczady Tour noga była najmocniejsza. Kluczowe dla osiągnięcia sukcesów będzie ograniczenie liczby startów do minimum i odpowiednia regeneracja. Jeśli będę się trzymał tej strategii to wykonana praca na pewno przyniesie efekty i czekać mnie będzie dużo dobrych chwil :)

2014.02.20 – Progresywny test mocy

2014.02.20Sezon wyścigowy zaczynam za niecałe dwa miesiące, ale póki co trenuję spokojnie, bez wielkiego ciśnienia. Najważniejsze starty w II połowie sezonu, więc trzeba zachować zimną krew, żeby nie zrobić szczytu formy na Wielkanoc. Dziś zaliczyłem test mocy, czyli od zera do bohatera zajechania, żeby sprawdzić ile jest pod nogą i ustalić progi wydolnościowe dla efektywniejszego treningu. Tym razem kłute było w ucho, więc obyło się bez widoku krwi, a ja byłem prawie tak dzielny jak podczas szczepień w podstawówce ;)

Jeśli chodzi o wyniki to można powiedzieć, że moc maksymalna jest na planowanym poziomie (ujechałem 1,5 minuty na 370W), chociaż liczyłem na to, że dociągnę 370W do końca. Bardzo cieszy natomiast, że znacznie podniósł się próg tlenowy, który kończy się teraz na 280 Watach i przy 165bpm. W perspektywie długich maratonów jest to dla mnie najważniejszy parametr i będę dążył, żeby go jeszcze poprawić. Próg beztlenowy to ok. 320W i 179bpm, czyli nisko, ale jak na tę część sezonu to też nic dziwnego. Na pewno znacznie się to zmieni na wiosnę, gdy będę miał już za sobą sporą porcję tempówek „na zapieku” :)

Dziękuję Inżynierii Rowerowej za udostępnienie miejsca na test i Tomkowi za poświęcony czas. Fotka pozowana już po przebraniu w długie spodenki, byliśmy tak zaaferowani testem, że nikomu nie przyszło do głowy wyciągać telefon. No ale cóż, albo konkretna zacierka na treningu, albo grzanie tyłka w Calpe, kawki, oraz sweetfocie na fejsika i inne instagramy ;)

2014.02.08 – Lublin – zBiegiemNatury.pl

2014.02.08W obecnym świecie pełno jest cudów techniki, od najnowszych smartfonów do najbardziej kosmicznych samochodów. Mało kto jednak pamięta, że kiedyś jednym ze szczytowych osiągnięć był rower. Banalnie proste urządzenie, niezwykle ułatwiające życie. Dzięki temu wynalazkowi nie musimy już biegać jak zwierzęta w dżungli czy neandertale za mamutami. Wystarczy wygodnie usadowić się na fotelu i od czasu do czasu zakręcić nogą żeby móc z klasą, jak przystało na homo sapiens, przemieszczać się z punktu A do punktu B.

Tym większe zdziwienie może budzić fenomen biegania jako coraz częstszego sposobu na spędzanie wolnego czasu. Można by wręcz rzec, że doszliśmy do krytycznego punktu i ludzkość zaczyna cofać się w rozwoju. W końcu nie po to człowiek wymyślił koło, żeby teraz biegać jak jakieś zwierzę. Co jest więc przyczyną tego, że nawet wielu fanów dwóch kółek zamiast eksplorować nowe szlaki i chwytać wiatr we włosy, postanawia znacznie przyspieszyć zużycie swoich butów, w dodatku ryzykując wdepnięcie w g%&#o?

Coraz szybsze rowery, pozwalające na coraz wygodniejszą i efektywniejszą aktywność fizyczną powinny już dawno zesłać biegowe obuwie do skansenu. To, że tak się nie dzieje jest wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi. Wszyscy widzimy, że najlepszymi biegaczami są Afrykańczycy, a to zapewne dlatego, że na co dzień muszą biegać, bo nie mają rowerów. Pytam więc: dlaczego bieganie robi się coraz bardziej popularne? Może chodzi o chęć kontaktu z naturą? Ten argument mnie jednak nie przekonuje, rower pod tym względem sprawdza się świetnie. Chęć bycia oryginalnym? Nie, żaden szanujący się hipster nie zostanie biegaczem, to zdecydowanie zbyt mainstreamowe. Jedyne co mi przychodzi do głowy to sztuczna moda, wykreowana przez producentów obuwia w celu zbicia ogromnej kasy. Promują oni bieganie jako świetny sposób na zachowanie dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, okazję do poznania ciekawych ludzi i sposób na realizację nowych wyzwań. Tak podstępnie zwabieni ludzie w końcu kupują te buty i żądni lepszego życia zasilają armię biegaczy.

Tak więc fenomen biegania urasta w moich oczach do miana jednej z największych zagadek ludzkości, a nawet do jednej z największych teorii spiskowych. Mało efektywne, wbrew logice i technice, a jednak uwielbiane przez miliony. Co jest tego przyczyną? Masochizm, upadek ludzkości? Spisek? Nie wiem i nie sądzę żebym kiedyś rozwikłał tę zagadkę. Jednego bieganiu nie można odmówić: oprócz tego, że jest ono w miarę nieszkodliwe dla otoczenia i stosunkowo tanie to wyzwala pokaźną ilość endorfin. Może nie tak wiele jak rower, ale stanowi dla niego świetne uzupełnienie, a zarazem odskocznię. I to są w końcu jakieś logiczne argumenty za bieganiem, które jestem w stanie uznać i zdecydować się na praktykowanie tej aktywności.

PS. A jeśli chodzi o same zawody, o których powinienem jednak tutaj kilka słów napisać to było świetnie! Śniegowa sceneria, która przed biegiem napawała mnie lekkimi obawami, okazała się niegroźna. Stanąłem z przodu, od startu wystrzeliłem jak z procy i po kilometrze byłem gdzieś w okolicach 10. miejsca. Tutaj znowu dogonił mnie Damian, za którym tym razem biegłem dużo dłużej niż ostatnio. Po dwóch kilometrach złapałem swoją grupkę i postanowiłem za wszelką cenę trzymać się z nimi. Przez cały bieg czułem się świetnie i na ostatnim kilometrze zaatakowałem, zostawiłem kilka osób za sobą, a ostatnią prostą pobiegłem sprintem, wyprzedzając jeszcze jednego zawodnika. Pobiegłem idealnie taktycznie i z czasem 22:42 zająłem 19. miejsce open i 11. w kat 16-34. Rzadko kiedy jestem tak zadowolony z wyścigu jak tym razem, nawet śnieg nie stanowił dla mnie problemu i biegło mi się po nim zaskakująco płynnie. Odskocznia świetna, przedpołudnie spędzone w doborowym gronie, endorfiny doładowane, było świetnie! A po południu zrobiłem jeszcze na dokładkę 2h trening na rowerze. Jakaś hierarchia musi być ;)

2014.01.23 – Lublin – Shimano Elite Race

2014.01.23Zimą warunki do jazdy sprzyjają raczej średnio. Potężny mróz, lód na ulicach, błoto pośniegowego i podobne im demotywatory sprawiają, że kolarze zamiast udawać się w trasę nadrabiają zaległości filmowe i oglądają wyścigi. Nie oznacza to jednak, że rozsiadają się na kanapie jak Ferdek Kiepski, dzierżąc w jednej ręce pilota, a w drugiej puszkę Mocnego Fulla. Plan treningowy sam się nie wykona, więc rower trzeba wpiąć w trenażer, postawić przed monitorem i już można oddawać się przyjemnościom treningu i budować formę przed sezonem.

Zanim jednak sezon się zacznie to dlaczego nie pościgać się na trenażerach? I tak oto wziąłem udział w zimowym klasyku, organizowanym przez Shimano Polska, dystrybutora Elite. To wyścig, odbywający się w sklepach rowerowych w całej Polsce. Zwycięzcy tych eliminacji spotkają się później w ogólnopolskim finale. W Lublinie zawodników gościła Inżynieria rowerowa, idealne miejsce na tego typu zawody. Jako, że Trenejro zarządził żeby obowiązkowo zaliczyć ten test to z przyjemnością przystałem na tę sugestię, zwłaszcza, że już dawno się nie ścigałem i ciągnęło mnie do rywalizacji. Trasa krótka (4,8km, 95 m. przewyższenia), na początku w miarę płaska, ze sztywnym podjazdem w drugiej części. W sam raz do tego, żeby w kilka minut ujechać się jak świnia, od startu do mety dając z siebie maksa.

Po próbnym przejechaniu trasy pokręciłem trochę dla rozluźnienia i wio z kopyta! Mocno pojechałem pierwszą część trasy, chłopaki w sklepie myśleli chyba, że za mocno, ale zachowałem siły na podjazd i do samego końca cisnąłem mocno i równo. Czas 7:24 okazał się drugim wynikiem w stawce lubelskich zawodników, co było dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Lepiej pojechał tylko Trenejro, który wykręcił 7:02. No cóż, abonent poza zasięgiem ;) W nagrodę za drugie miejsce przytuliłem łańcuch, akurat przyda się nówka na wiosnę. A póki co wygląda, na to, że zima robi sobie urlop, pewnie powróci w marcu ze zdwojoną siłą. Takie rozwiązanie niezbyt mi odpowiada, ale jakby co to kilka filmów będę miał w pogotowiu ;)