2015.08.23 – Kraśnik – RM Maraton

2015.08.23Dzień po puławskim klasyku klasyka w wydaniu ekipy z RM Maraton. Ale od początku. Na maraton jadę z Anetą, to będzie jej debiut w maratonie MTB, wiem, że ma duże szanse na dobre miejsce. Ja jadę po podium open i zapewnienie sobie podium w generalce. Na miejscu wszystko na początku przebiega ok, chociaż podczas zapoznania z początkiem i końcówką trasy widzę trochę ubogie oznakowanie – pierwsze ostrzeżenie, że może być kupa. Drugie ostrzeżenie to opóźniony o 10 minut start, jest zatem jeszcze chwila przejść się piechotą jak król, słowo klucz w poprzednim zdaniu. Bogatszy w znajomość końcówki trasy i lżejszy o parę gramów (inni wydają na to sporo kasy zamiast naśladować moje pro zachowanie) ustawiam się w pierwszym szeregu i pozuję fotografom ;) Światło dobre, model kumaty, więc jak się później okazuje foty wychodzą niczego sobie. Pora na koncentrację i lecimy.

Początek planowo, jadę w czubie, tuż za Oskarem i Łukaszem. Szczególną uwagę zwracam żeby w niego nie wjechać, bo po kolizji w Puławach byłoby już naprawdę niefajnie. Na zakrętach chłopaki próbują taktyki ze Zwolenia, czyli pozrywać ludzi z tyłu i odjechać we dwójkę. Łukasz nie ma jednak tak dobrej nogi jak na początku sezonu i tym razem także nic z tego nie wychodzi, bo na luzie trzymam się im na kole, a za mną Darek, czyli ekipa jak w Zwoleniu, reszta już pozrywana. Po momencie rozprężenia dojeżdża jednak do nas kilka osób, które ostatecznie odpadają na pierwszych poważniejszych piachach. Znowu zostajemy we czwórkę, ale Oskar już nie czeka na Łukasza i się oddala.

W kopnym piachu przeklinam pomysł startu Anety w tym wyścigu, bo wiem, że jak będzie tędy jechać to szlag ją trafi, a i mi się pewnie oberwie ;) Na piachu odjeżdżamy z Darkiem i wyrabiamy przewagę nad Łukaszem, którą jeszcze powiększamy zgodnie współpracując na długiej asfaltowej prostej, a później na szerokiej szutrówce. Kawałek dalej wjeżdżamy w las i widzimy Oskara, który… jedzie z naprzeciwka. Wracamy z nim do miejsca, z którego przyjechał, później z powrotem do wcześniejszego rozjazdu i tak jeszcze kilka razy. W międzyczasie dojeżdżają do nas kolejni zawodnicy, najpierw z długiego, a później także z krótkiego dystansu. Nie jesteśmy w stanie znaleźć trasy, więc skręcamy w jakąś leśną drogę, którą oczywiście na pewno nie mieliśmy jechać. Jest już po zawodach, dużą grupą dojeżdżamy do asfaltu, później wracamy na właściwą trasę i dojeżdżamy na metę, gdzie ustalamy, że kończymy wyścig.

Na mecie okazuje się, że ostatni objazd trasy miał miejsce dzień wcześniej, w międzyczasie ktoś obrócił strzałkę o 180 stopni i pozamieniał szarfy. Jak to możliwe, że organizator nie sprawdził trasy tuż przed maratonem jak to się robi na innych cyklach? Jak to możliwe, że żaden z dystansów nie miał pilota tak jak to się robi na innych cyklach? Podobno organizator zaczął załatwiać crossowców kilka dni przed maratonem. Czy to jest profesjonalne podejście? To jest kpina! Czwarty maraton organizowany przez tę ekipę, w którym biorę udział (chyba piąty albo szósty w ogóle) i zawsze jest jakiś problem, oczywiście w tym największy i powtarzający się zawsze (może oprócz Zwolenia) z oznaczeniem trasy. Czy to jest poważne? To są jakieś żarty!

Ostatecznie na krótkim dystansie uznano wyniki z pierwszego punktu pomiarowego i mety (podobno się pokrywały), a na długim dystansie wyniki anulowano. Jestem zbulwersowany tym, co się stało w Kraśniku. Przez niedopilnowanie podstawowych spraw większości osób zepsuto zabawę, za którą słono zapłacili. Jeśli ktokolwiek wystartuje w Lublinie to powinien mieć w ramach rekompensaty darmowy start, bo przecież ryzykowanie kolejnego wydatku na ten pseudo-maraton nie ma w ogóle racji bytu. ŻE-NA-DA!

PS. Aneta dojechała, na rowerze crossowym do przyjemności to nie należało, na szczęście nerwy ma ze stali i jakoś przeżyłem ten piach… ;)

Przed startem jeszcze wszyscy w dobrych humorach. Na mecie zupełnie na odwrót, bo właściwie to mety nie było, a wyścig skończył się po 21km.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Grzegorz Mazur (@grzegorzmazurpl)