2019.01.05 – Kurów – CX

Wyścig w Kurowie, więc rodzinne, lubelskie strony i obecność obowiązkowa. Dla wielu kolarzy to także ostatni sprawdzian przed Mistrzostwami Polski, na które ja akurat się tym razem nie wybieram. W nowym roku wygasa mi licencja, więc zamiast ścigać się w Elicie wybieram start jako Amator. W tym wyścigu mam szansę na coś więcej niż uniknięcie dubla od najlepszych w kraju, w dodatku startuje wielu znajomych i fajnie będzie się z nimi sprawdzić.

Dojazd na miejsce mimo dwupasmówki na większości trasy to dramat z powodu armagedonu śnieżnego. Na miejscu także pełno śniegu i zimno. Nie lubię takich warunków, bo nie czuję się wtedy zbyt bezpiecznie i sporo tracę przez zachowawczą jazdę. Po dojeździe i zapisie w biurze robię dwie rundy po pętli i stwierdzam, że mimo kilku miejsc, gdzie trzeba uważać jest nawet w porządku.

Startujemy o 10:51, minutę po kategorii Masters I. Rozstawienie na starcie alfabetyczne, stoję w drugim rzędzie, na szczęście jest nas w sumie 16 osób, rozbiegówka szeroka, więc powinno być dobrze. Start! Jadę lewą stroną i szybko przebijam się do czuba, z pierwszego zakrętu wychodzę czwarty, jest ok. Tempo mocne, usilnie próbuję przebić się wyżej, ale muszę czekać aż wyjedziemy z pierwszego leśnego odcinka na długą prostą. Tam przeskakuję na drugą pozycję i staram się jak najszybciej odrobić stratę do lidera. Po drugiej sekcji w lesie tuż przed końcem rundy mam już od niego 4-5 sekund.

Na drugiej rundzie doskakuję bliżej i trzymam się praktycznie na kole. Na trzeciej rundzie wyprzedzam i próbuję odjechać, ale przez drobne błędy techniczne przewaga jest minimalna. Co się odwlecze to nie uciecze – na kolejnych dwóch rundach, mimo kolejnych małych błędów udaje mi się wyraźnie odjechać. Przewaga nie jest bezpieczna i muszę ciągle jechać bardzo mocno, ale jednak rośnie.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Grzegorz Mazur (@grzegorzmazurpl)

Pod koniec siódmej rundy, gdy już mam wszystko pod kontrolą widzę jak zbliża się czołowy Masters, który jedzie ostatnią rundę. Jako jedynemu z wyścigu Amatorów udaje mi się przed nim uciec i wjeżdżam na finałowe okrążenie. Chyba sam, bo nie widzę nikogo za sobą. Jadę do samego końca w miarę mocno, bo nie mam pewności co dzieje się z tyłu. Pod koniec rundy pytam nawet sędziego czy mam jechać dalej i ten odpowiada twierdząco. Na mecie sędziowie pokazują koniec wyścigu, w wynikach ostatnia runda nie jest jednak uwzględniona i mam odnotowaną przewagę 22 sekund a nie jednego okrążenia, co właściwie bardziej oddaje przebieg wyścigu, ale jest jednak niezgodne z prawdą :)

Jakby nie patrzeć pierwsze w tym roku i drugie z rzędu zwycięstwo jest moje. Radość ogromna, bo zawsze fajnie pościgać się na Lubelszczyźnie, a już wygrana przy lokalnym dopingu to już w ogóle super sprawa. Dzięki wszystkim, którzy gorąco mnie wspierali, w dodatku w tak mroźnym dniu :) Kolejny wyścig to już Biały Kruk w Janowie Lubelskim, czyli powrót na rower górski, na którym nie siedziałem od ostatniego wyścigu MTB w sezonie letnim :)