Tag: XC

2012.08.26 – Urszulin – XC

Drugi z trzech zaplanowanych na obecny okres wyścigów XC i pierwszy z dwóch z cyklu Pucharu AZS odbył się w Urszulinie. Dzięki bliskiej lokalizacji dopisali lubelscy i puławscy zawodnicy, nie zabrakło także kolarzy z WKK, a w dodatku na starcie pojawił się Radek Rękawek z Kross Racing Team. Wyścigi kolarskie połączone były z festynem rowerowym „Polesie na Dwóch Kółkach”, co wzmagało rowerową atmosferę na stadionie w Urszulinie.

Po bardzo wczesnym przyjeździe na miejsce, Ifson i ja, jako pierwsi, zarejestrowaliśmy się w biurze zawodów tuż po jego otwarciu i objechaliśmy trasę. Po tamtych terenach nie spodziewałem się niczego nadzwyczajnego i rzeczywiście tak było. Oprócz jednej sekwencji krótkich, ale za to piaszczystych podjazdów i zjazdów (około kilometr po starcie) trasa była płaska i bardzo łatwa. Do plusów należy zaliczyć na pewno to, że duża jej część prowadziła po lesie, co zawsze sprawia, że jazda jest przyjemniejsza. O 10:30 wystartowały pierwsze wyścigi. Czekając na start Elity obserwowałem zmagania pozostałych kategorii, stacjonując głównie w namiocie chłopaków z Bike Boys, którzy odpowiadali za zaplecze techniczne festynu. W najciekawszym wyścigu – Mastersów – niespodzianek nie było. Wygrał Marek przed Tomkami (trzecie miejsce Brania), natomiast Ifson w kategorii Junior zajął dobre drugie miejsce :)

W końcu nadchodzi godzina 14, zaczynają ustawiać na starcie Elitę. Stoję w drugiej linii, zaraz za faworytami, którzy i tak są poza moim zasięgiem, więc pozycja wyjściowa bardzo dobra. Przed nami 9 okrążeń po ok 4 km, włączam pulsometr, komenda i ruszamy. Wpinam się znowu trochę późno, ale udaje się wyjechać ze stadionu na przyzwoitej pozycji. Przed wjazdem na hopki przebijam się jeszcze kilka miejsc do przodu i jadę w okolicach pierwszej dziesiątki open (jedziemy z Orlikami). Jadę z Łukaszem Karpiem i Pawłem Wieteską, chwilę po tym jak wychodzę na prowadzenie na drugiej pętli oglądam się za siebie i widzę, że chłopaki zostali. O ile Łukasz ostatnio nie jest w jakiejś specjalnej formie, o tyle brak Pawła bardzo mnie dziwi. Na trzeciej pętli widzę, że w oddali ściga mnie Bartek z Szymkiem. Doganiają mnie po dwóch okrążeniach, siadam im na koło i utrzymuję tempo. Tętno chyba pierwszy raz od początku wyścigu spada poniżej 190.

Na szóstym kółku tracę równowagę po wjeździe na hopkę i zjeżdżam poza trasę. Szybko podbiegam i wracam na szlak, ale chłopaki zyskują około 20 sekund przewagi. Gonię ich przez pół okrążenia, bo wiem, że jeśli zostanę sam to będzie mi bardzo ciężko dojechać do końca. Szybko zmniejszam przewagę i do koła na dobre udaje mi się dospawać tuż po wyjeździe z lasu. Siódma pętla bez historii, ciągle jedziemy we trójkę, natomiast na ósmej dojeżdżają do nas liderzy z WKK, zakładają dubla i w tym momencie staje się jasne, że jest to nasze ostatnie okrążenie. Ciśniemy mocnym tempem i we trzech wpadamy na metę, ja z czasem 1:29:43 zajmuję 6. miejsce w Elicie. Z wyścigu jestem zadowolony, a z samego miejsca jeszcze bardziej. W dodatku udało się z dużą przewagą odjechać pozostałym chłopakom z Rowerowego Lublina (chociaż słabsze wyniki Karcera i Żwirka można częściowo wytłumaczyć wyścigami dzień wcześniej).

Mimo, że dopiero zaczynam jeździć z pulsometrem i nie mam za bardzo punktu odniesienia to tętno 189/197 wydaje się wysokie i oprócz braku wytrenowania pokazuje, że raczej się nie oszczędzałem. Poza tym jeśli chodzi o jakieś wnioski i podsumowania to nie ma się za bardzo o czym rozpisywać. Impreza zorganizowana profesjonalnie, dużo znajomych, fajny klimat i dobre miejsce na mecie :) Gratulacje dla zwycięzców, dzięki dla Michała za użyczenie izo a dla Ifsona za robienie fotek przez cały wyścig i pożyczenie rękawiczek. Przez zapomnienie moich stylówa trochę ucierpiała, ale to nie Paryż czy Mediolan, tylko Urszulin, więc tragedii nie było :) W niedzielę ścigamy się w Lublinie, trasa na Globusie to już klasyka, ciągle z góry albo pod górę, więc na pewno będzie ciekawie :)

2012.08.18 – Puławy – XC

Legendarny wyścig w Puławach to impreza, na której jeśli można to trzeba być (niektórzy twierdzą nawet, że nawet jeśli nie można to i tak trzeba)… Ja bardzo chciałem i do tego mogłem, więc po prostu musiałem tam być. Jak zwykle w tym sezonie na miejscu zawodów byłem na długo przed czasem, co pozwoliło spokojnie się przygotować i rozgrzać (o tym jak ważny jest odpowiednio wcześniejszy przyjazd na miejsce boleśnie przekonał się Kamil z BB).

Czasówka w Hrubieszowie rozgrywana równolegle, a do tego niedzielny Puchar Tarnowa pozwalały podejrzewać, że tym razem obsada w Puławach będzie nieco skromniejsza. Jednak nic z tych rzeczy! Prestiż puławskiego czempionatu tradycyjnie przyciągnął prawie całą czołówkę lubelskiego i puławskiego XC, więc od razu było wiadomo, że będzie bardzo mocne ściganie. Na początek zapoznanie się z nieco zmodyfikowaną względem poprzednich edycji trasą i duże zaskoczenie: nie ma podbiegów. W ogóle trasa dosyć łatwa, tylko z jednym trudniejszym podjazdem, na końcu którego były dosyć duże korzenie. Na rozgrzewce specjalnie podjechałem go kilka razy, żeby wybrać taki tor jazdy, dzięki któremu nie będę musiał zeskakiwać z roweru.

Po trzech kółkach po lesie i kręceniu na stadionie stajemy na starcie. Do pokonania 8 pętli, włączam pulsometr, odliczanie, jedziemy. Pierwszy obrót korbą szybko, niestety nie wpinam się od razu i do lasu wjeżdżam dopiero gdzieś w połowie stawki. Jest wąsko, ciężko się przebić do przodu, a tempo od startu bardzo mocne. Udaje mi się łyknąć pojedynczych zawodników, sam natomiast puszczam Brania, który zresztą chwilę później przesadza na zakręcie i spada kilka pozycji. Na zjeździe po piachu robi się korek, do tego nie zdążam zredukować i wyprzedza mnie kilka osób. Na końcu podjazdu z korzeniem też korek, zeskakuję z roweru i tym razem to ja wyprzedzam. Pierwsze dwa-trzy kółka jest dosyć ciasno, ciągłe przetasowania, jadę z Łukaszem Karpiem, Kamilem Grendą i Bartkiem Brodą. Później Bartek i Kamil odjeżdżają i ze dwa kółka wiozę się za Łukaszem. Od trzeciego okrążenia stawka jest już na tyle rozciągnięta, że podjazd z korzeniem podjeżdżamy płynnie a i zjazd po piachu (a zwłaszcza na trzech ostatnich kółkach) idzie gładko. Dwa okrążenia do końca wyprzedzam Łukasza, ale także Olka (dziwiąc się przy tym ogromnie, że jedzie tak daleko). Chłopaki dosyć szybko znikają z tyłu a ja samotnie pędzę do mety, na którą wjeżdżam na ósmej pozycji w Elicie. Dużo słabiej niż ostatnio, ale miejsce chyba dobrze oddaje moją obecną dyspozycję względem pozostałych zawodników, biorących udział w wyścigu.

Tym razem Polar już nie szwankował i wykazał średnie tętno na poziomie 185 (max 191). Na tak krótkim (20,5 km, 51 min) wyścigu spodziewałem się raczej wyższych wartości, ale muszę też przyznać, że na mecie nie czułem się jakoś specjalnie ujechany. No ale patrząc na przebieg wyścigu to z mojego punktu widzenia nie miał on szczególnie emocjonującego przebiegu: kto miał pojechać to pojechał, kto miał zostać to został, a ja bujałem się gdzieś pomiędzy i czasem tylko ciąłem się z Łukaszem. Do końca sezonu pozostały jeszcze dwa wyścigi o GP Puław. Na ostatnim będę na pewno. Co do startu 15 września (nieoficjalne mistrzostwa województwa w XC) to ciągle się waham. Mistrzostwa Polski w „asfaltowym” Maratonie MTB czy Mistrzostwa Świata i okolic w „Pure MTB” GP Puław: oto jest pytanie ;)

2012.07.14 – Puławy – XC

Po czterech latach od mojego debiutu z wyścigach MTB, powróciłem w miejsce, w którym wszystko się zaczęło. To właśnie w Grand Prix Puław, na wiosnę 2008, zaliczyłem swój pierwszy wyścig. Pamiętam, że było wtedy ogromne błoto, do tego zimno i deszczowo, po raz pierwszy od kilku lat siedziałem na rowerze górskim i zająłem siódme miejsce. Miesiąc później wystartowałem tam ponownie i do niedawna były to moje jedyne starty w GP Puław. W obecnym sezonie w końcu wszystko zagrało i mimo, że nie przepadam za XC to ponownie stanąłem na starcie „Puławskiego Czempionatu”, jak żartobliwie nazywane jest przez zawodników GP Puław. A ci zawodnicy to nie byle kto, bo jak zwykle na wyścigu pojawiła się się większość ludzi z lokalnej czołówki.

Po rozgrzewce i trzykrotnym przejechaniu pętli stajemy na starcie. Warunki do ścigania idealne, jest ciepło i sucho, trasa mimo dwóch podbiegów bardzo fajna i dobrze oznaczona. Wszyscy zrelaksowani czekamy na start. Razem z moją kategorią (17-30), startują zawodnicy 15-16 a chwilę po nas 31+. 8 okrążeń przed nami, startujemy! Wpinam się dosyć szybko i w las wjeżdżam na dobrej pozycji. Jedziemy jeden za drugim, bezpośrednio przede mną Kamil z Bike Boys i Żwirek. Tempo idealne, wydaje mi się nawet, że jakoś dziwnie spokojne. Postanawiam spokojnie wejść w wyścig i nie szarpać się od początku o każdą pozycję. Gdy stawka rozciąga się coraz bardziej przeskakuję Żwirka i dochodzę do Bartka z LKKG i Szymka z Erkado. Dosyć długo jadę za nimi, jednocześnie widzę, że za mną robi się coraz większa przestrzeń, Żwirek i reszta zostają. Od czasu do czasu Szymek ucieka mi trochę do przodu, ale za każdym razem spokojnie go doganiam.

Coraz bardziej czuję, że jest pod nogą. Postanawiam przyspieszyć, za pierwszym razem gdy wyprzedzam Szymka ten odzyskuje pozycję, ale gdy powtarzam manewr, okazuje się, że ten puszcza i dalej jadę już tylko z Bartkiem. Wyprzedza nas Seba. Z Bartkiem sytuacja podobna jak z Szymkiem, pierwszym razem dogania, więc postanawiam się za nim wieźć, ale na półtora okrążenia przed końcem zdecydowanie atakuję i zostawiam go za sobą. Na ostatnim okrążeniu widzę przed sobą Sebę, który po chwili zsiada z roweru. Poluzowała mu się kierownica i nie ma kontroli nad rowerem. Na wszelki wypadek przyciskam mocniej i jadę tak do mety, na którą wjeżdżam czwarty.

Wow, jestem zaskoczony, bo nie spodziewałem się, ani tak dobrej dyspozycji, ani tak wysokiego miejsca. Nie udało się wjechać na podium, ale to jeszcze zdecydowanie za wysokie progi. Z wyścigu jestem bardzo zadowolony, nie było „martwych” momentów, noga podawała i mogłem skutecznie reagować na to, co dzieje się na trasie. O dziwo dobrze szło mi także na technicznych fragmentach i na zjazdach, gdzie z rundy na rundę coraz mniej przydawały się hample. Następne Grand Prix Puław 18 sierpnia, oczywiście z moim udziałem, natomiast już w najbliższą niedzielę ŚLR w Zagnańsku :)

2012.07.01 – Urzędów – XC

Po wyścigu na lubelskim Bike Parku dzień wcześniej oraz po weselu (ale za to po prawie siedmiu godzinach snu) wstaję przed dwunastą i migiem zbieram się na wyścig do Urzędowa. Jadę z Tomkiem, początkowo nie do końca przekonany o tym czy decyzja o starcie jest słuszna. No ale jak już się jedzie na wyścig no to się trzeba ścigać! Dojeżdżamy pół godziny przed startem jego kategorii, ja mam jeszcze blisko 1,5 h. W tym czasie zmieniam oponę, bo dzień wcześniej spod przedniego Geaxa wyszła dętka. Idzie to opornie, ale idealnie wyrabiam się ze wszystkim.

Szybka rozgrzewka i jestem gotowy. Ponieważ musiałem odjechać na chwilę w ustronne miejsce o mało nie spóźniam się na start. Na szczęście pół minuty przed wyścigiem, gdy wszyscy już stoją na linii podjeżdżam i ustawiam się z przodu. Jedziemy! Na początku kilka ostrych, ale przyjemnych zakrętów na Rynku, wjazdy i zjazdy z małych z schodków, szybka prosta, podjazd po kładce, zjazd ze schodów, przejazd między drzewami i jesteśmy na łące. Tam kilkaset metrów po patelni. Jest grubo ponad trzydzieści stopni, pot cieknie z czoła, większość zawodników potwornie narzeka, ale jeśli chodzi o mnie to pogoda jest mistrzowska, moja ulubiona.

Po łące krótki podjazd i powrót do centrum miasteczka, tam natomiast dwa świetne zjazdy po schodach. Pierwsze trzy pętle to walka przede wszystkim z organizmem, dopiero w drugiej kolejności ucieczka przed Mikołajem a później pogoń za nim i Lukasem. Na szczęście nie podpalam się, wiem, że 14 okrążeń to długi dystans i czas będzie pracował na moją korzyść. Na czwartą pętlę wjeżdżam dziesiąty open (jedziemy razem z Orlikami). Siedzę na kole Mikołajowi, Lukas jest przed nami. Przejeżdżamy tak przez Rynek, później przez łąkę i Mikołaj minimalnie zaczyna mi uciekać, ale po kolejnym wjeździe do miasteczka widzę, że wyścig się dla niego skończył. Łapie gumę i rzuca do mnie krótkie „tym razem ja”. Pędzę dalej i gonię Lukasa, którego łapię na następnej pętli. Teraz moim celem jest Hubert z LKKG. Dochodzę go na łące i wiozę się kawałek za nim, zostawiając miejsce Olkowi i Tomkowi, którzy nas dublują. Kolejne dwie pętle tasujemy się, ale w końcu odjeżdżam i uzyskuję bezpieczną przewagę. Na łące na ostatnim kółku widzę przed sobą Lukasa. Zaginam się żeby założyć mu dubla. Udaje się, tuż przed rynkiem łykam go i jestem mega zadowolony.

Wjeżdżam na metę siódmy open i jak się później okazuje trzeci w Elicie. „Jak się później okazuje”, bo zupełnie nie spodziewałem się, że mogę być trzeci i nawet nie sprawdzałem wyników. Dodatkowo, dopiero później zorientowałem się, że Olek to Orlik a nie Elita. Za dobry po prostu jest :) No i wyszło tak, że jak już się człowiekowi uda szczęśliwie na to podium wdrapać, to nawet nie może fizycznie na nie wskoczyć i się tym nacieszyć, tylko dowiaduje się po fakcie i zamiast się cieszyć to przeżywa, że dał ciała i nie został na dekorację. Ale ja to sobie jeszcze odbiję!

Po wyścigu na Starym Mieście w Lublinie i po zawodach w Urzędowie jestem zachwycony ideą miejskiego ścigania MTB. Są to bardzo widowiskowe wyścigi, które przyciągają wielu kibiców i są świetną promocją kolarstwa. Widać było, że mieszkańcy miasteczka z zainteresowaniem śledzą przebieg rywalizacji, a wiadomo, że kibice na trasie zawsze dodają skrzydeł. Podobnie jak znajomi, który dopingują i polewają wodą z fontanny ;) I tutaj duże podziękowania dla chłopaków z Puław, którzy przyjechali szosówkami i wspierali wszystkich kolarzy.  Co do samej trasy to miło było po raz kolejny zostać zaskoczonym. Najbardziej podobały mi się zjazdy po schodach: krótkie, szybkie i bezpieczne, dzięki czemu bez ryzykowania zdrowiem można było cisnąć ile tylko sił, mając do tego wiele frajdy z jazdy. Cieszę się, że wytrzymałem trudy wyścigu i obok nie byle kogo, bo Tomka Bali i Michała Sztembisa, „stanąłem” na podium. To był już trzeci z kolei weekend, w którym zarówno w sobotę jak i w niedzielę staję do walki na trasie MTB. Teraz czekam na kolejne wyścigi, mam nadzieję, że jeszcze w tym sezonie będzie okazja pościgać się po uliczkach jakiegoś miasta.