Tag: XC

2014.04.26 – Puławy – XC

2014.04.26Jest 19 kwietnia, zwykły deszczowy dzień, inauguracja GP Puław 2008 i mój pierwszy wyścig kolarski w „karierze”. Tuż przed startem Batman przyprowadza mi rower, który ma na sprzedaż. Pierwszy raz w życiu wsiadam na prawdziwego górala, emocje sięgają zenitu, gwizdek sędziowski i jedziemy. Błoto jest wszędzie, jadę na platformach, prawie przy każdej zmianie biegu obracam gripshift w złą stronę. Podjazdy w puławskim lasku są dla mnie kosmicznym wyzwaniem, cierpię na długich podbiegach, ledwo ratuję się na błotnistych zjazdach, ale walczę ambitnie i cały przemoczony wjeżdżam na metę. Jestem szósty w elicie i jaram się jak dziecko, jednocześnie umierając z zimna. Wyścig wygrywa jakiś lokalny kozak na czerwonej Meridzie ze sztywnym widelcem. Pół godziny po wyścigu, już w miarę obmyty z błota, chociaż dalej zziębnięty, kupuję przetestowany na wyścigu rower. Też Meridę, ale niebieską, płacę za nią 1100zł, co wtedy wydaje mi się kwotą wręcz kosmiczną jak za taką zabawkę. Ma ona topowe gripshifty Sram XO i za dużą na mnie, ale kultową ramę HFS. Do tego kilka niezłych, ale raczej zajechanych części, m.in. zesztywniały amor Suntoura. Najważniejsze jednak, że sprzęt jest, zajawka złapana i będzie się na czym ścigać.

26 kwietnia, kolejny zwykły deszczowy dzień, inauguracja puławskiego Czempionatu 2014. Chyba najłatwiejsza trasa GP Puław, jaką miałem okazję jechać, jej jedyna trudność to błoto, które trochę utrudnia zjazdy. Dojeżdżam 4. w elicie, chociaż liczyłem na podium. Open wygrywa koleś na przełajówie, jakimś dziwnym trafem ten sam, co 6 lat temu. Tym razem zakłada mi „tylko” jednego dubla, wygrywając równie łatwo co wtedy. Poza tą dominacją zmieniło się niemal wszystko. Większość zawodników z 2008 r. już się nie ściga, a ich miejsce zajęli nowi. 1100zł to dobra wyjściowa kwota na zakup budżetowych kół. Oczywiście tych 29″, bo na 26″, które były standardem w 2008r. nie jeździ już prawie nikt. Zmieniło się także moje podejście do kolarstwa, które zawsze bardzo mnie pociągało, ale dziś jest moją życiową pasją, której od kilku lat podporządkowane jest niemal całe życie. Zmienił się też trening. Wielogodzinne wypady i trzepanie kilometrów zostały zastąpione przez dopracowany, profesjonalny plan treningowy, który w skali tygodnia zajmuje mniej więcej tyle, co dawniej trzy długie przejażdżki. Na plus zmieniła się też moja forma, w efekcie czego polubiłem XC. Wcześniej, przez trzy lata (2010-2012) nie brałem udziału w ani jednym wyścigu w puławskim lasku – ale jak noga zaczęła przyzwoicie podawać to zupełnie inaczej spojrzałem na XC, którego w porównaniu do maratonów szczerze nie znosiłem.

Jeśli chodzi o XC to GP Puław jest imprezą obowiązkową, na której lokalni kolarze mogą przepalić się przed bardziej prestiżowymi startami. Oczywiście wyścigi w puławskim lasku to nasze lokalne mistrzostwa świata, gdzie każdy chce udowodnić, że jest mocny. Mi tym razem nie poszło najlepiej, ale już ostrzę sobie zęby na kolejny Czempionat. W Puławach zaczęło się dla mnie XC, ale zaczęły się także ultramaratonyj, dlatego zawsze będę w to miejsce chętnie wracał :)

A co do samego wyścigu to nie ma się co rozpisywać. Dziesięć szybkich pętli po 2km każda. Późne wpięcie w pedał i walka o pozycję na początku wyścigu, strzał z grupy na drugim kółku, walka z Sojerem na trzecim i czwartym oraz walka z samym sobą na pozostałych. Ostatecznie 4. miejsce w Elicie i 8. open z czasem równo 55min. Najlepsza zabawa była oczywiście po wyścigu – błotne sesje fotograficzne oraz kombinowane mycie siebie i rowerów z wszechobecnego błota na długo pozostaną w pamięci :) Nie wiem jak to będzie wyglądać za kolejne sześć lat, ale mam nadzieję, że do tego czasu zdołam w końcu wygrać jeden z tych wyścigów. Pierwszy najlepiej już w obecnym sezonie! :)

PS. Jeśli chcecie sobie pofarbować styropian z kasku to kupcie bibułę (oznaczają nimi trasę w Puławach), namoczcie i przyłóżcie do kasku. Ja w Puławach pół wyścigu jechałem z taką szarfą na głowie, niestety fioletową. Zainteresowanych efektem zapraszam na wspólny trening i oględziny…

2013.10.12 – Puławy – XC

2013.10.12Ostatni wyścig w 2013 podobnie jak przed rokiem wypadł w Puławach. Nastawienie było proste: spiąć się jeszcze na godzinę i pozytywnym akcentem zakończyć sezon. Na starcie doborowe towarzystwo i zajawka sezonu jesienno-zimowego, bo  Tomek, Olek, Marek, Seba, Marcin, Przemek i Maciek jadą na przełajówkach. Trzy kółka na zapoznanie z trasą, na której dodane dwa sztywne podjazdy, oraz tradycyjnie podbieg po piachu zakończony, uwaga, skrzyżowaniem! Tak, trasa się przecina, ale sędziowie twierdzą, że wszystko będzie w porządku, więc nie pozostaje im zaufać (w końcu znają swoją robotę jak mało kto ;)).

Na starcie wpinam się dosyć szybko, kilka żwawych obrotów korbą i do lasu wjeżdżam drugi, przede mną Cytryna, za mną Balu, który po chwili wychodzi na prowadzenie. Gdy nadarza się dogodny moment wyprzedzam Cytrynę i przez chwilę jadę drugi. Wyprzedza mnie Olek i na zjeździe ryje o glebę. To już trzeci wyścig z rzędu, na którym szczęśliwiec przede mną zalicza glebę, a ja w ostatniej chwili go omijam. Na drugiej rundzie sytuacja na trasie oddaje już w miarę układ sił i do końca mają już miejsce tylko niewielkie przetasowania. Ja jadę gdzieś pod koniec pierwszej dziesiątki open, tnę się trochę z Majem, który w końcu odjeżdża i drugą połowę wyścigu jadę z Braniem, nadając tempo. Branio jedzie mądrze i nie daje się zerwać. Ja także jestem czujny i prowadzę aż do samej kreski. Wjeżdżam na metę po 57 min., 8. open i 4. w elicie. Wynik dobry jak na moją dyspozycję, jazda też była w porządku, więc z ostatniego startu w sezonie jestem zadowolony :) No i udało się z nikim nie zderzyć na krzyżówce ;)

W klasyfikacji generalnej puławskiego czempionatu zająłem 4. miejsce w kategorii 17-30 lat (tak jak w przypadku ŚLR awans o jedną pozycję). Niestety Bartek i Karcer, którzy byli przede mną, mieli jeden start więcej i to zadecydowało, że nie udało się wskoczyć na podium. Trochę szkoda, bo objeżdżałem ich w Puławach za każdym razem. Grand Prix premiuje jednak wierność, a dla mnie, mimo wszystko, Czempionat był tylko dodatkiem i dobrym treningiem. Patrząc na poszczególne edycje jestem zadowolony, bo dwa razy stanąłem na podium i jeździłem bardzo równo: 4 (6), 3 (5), 3 (7), 6 (12) i 4 (8). Na przyszły sezon także nie planuję kompletu startów i walki o generalkę, ale wygranie jednej edycji coraz bardziej chodzi mi po głowie…

2013.09.14 – Puławy – XC

2013.09.14Ponieważ wyjazd na finał Cyklokarpat w Jaśle nie wypalił, w ostatniej chwili zdecydowałem się na start w puławskim Czempionacie. Na miejscu okazało się, że będzie to najmocniej obsadzony GrandPrix w tym roku. W Elicie oprócz Tomka Bali tradycyjnie Michał Janiszek oraz po raz pierwszy bracia Ziółkowie z BSA – jak widać kolejni zawodnicy zaczynają doceniać prestiż tych zawodów ;)

Przed wyścigiem w ramach rozgrzewki objeżdżam dwa razy trasę, która tym razem poprowadzona jest zupełnie inaczej. Nowe ścieżki, kilka ostrych zakrętów a do tego miejsca, w których jest bezpośredni kontakt wzrokowy z grupami jadącymi z przodu/z tyłu, co zdecydowanie uatrakcyjnia rundę. Na starcie ustawiamy się z Mastersami i ogień. Ruszam z małym opóźnieniem, ale błyskawicznie przyspieszam i sprytnym manewrem jeszcze przed wjazdem do lasu łapię się tuż za prowadzącą trójkę (Bala, Skrzypczak, Siewierski). Jedziemy tak góra pół rundy po czym Tomek oddala się błyskawicznie, chłopaki trochę wolniej, a ja stopniowo tracę kilka pozycji. Kolejni zawodnicy wyprzedzają mnie na drugiej pętli i ostatnie sześć kółek jadę już sam równym tempem, pilnując jedynie bezpiecznej przewagi nad kolejnymi zawodnikami. Mimo długiej, ponad 3km rundy nie udaje mi się uniknąć dubla od Tomka Bali, który wyprzedza mnie w drugiej połowie mojego siódmego okrążenia. Jako, że w Puławach sędziowie nie ściągają zdublowanych z trasy to muszę przejechać jeszcze ostatnią rundę i z czasem 1:11 kończę wyścig 6. w elicie i 12. open.

Zadowolony mogę być tylko z tego, że kolejny raz w Puławach dobrze pojechałem na starcie. Reszta wyścigu bez historii, bez emocji, walczyłem ambitnie, ale niestety w tym roku forma opuściła mnie zbyt wcześnie. Do końca sezonu pozostały jeszcze 2-3 wyścigi, zaczynam już roztrenowanie i wkrótce trzeba będzie podsumować sezon i wyciągnąć wnioski, żeby za rok nie skończyło się w podobny sposób.

2013.08.25 – Kraśnik – XC

2013.08.25Kolejny wyścig prawie pod domem (chociaż dało się bardziej, ale o tym w dalszej części), więc można się było spokojnie wyspać i przy śniadaniu obejrzeć na jutubie końcówkę tie breaka z finału Igrzysk w Montrealu 1976. Szarlatan Wagner, „interesuje mnie tylko złoto” i tego typu historie. Starsi słyszeli i wiedzą o czym piszę, młodsi niekoniecznie. A powinni, kawał historii polskiego sportu i świetny motywator! No i przed wyścigiem u mnie było podobnie jak z tym Wagnerem, wiedziałem, że w elicie obsada będzie kiepska i wyścig raczej powinien się sprowadzić do postawienia kropki nad „i” niż do realnej walki.

Gdy zajechałem na miejsce (nie)miłych niespodzianek nie było. W elicie nikogo, kto mógłby się liczyć, w orlikach, którzy startowali razem z nami kilku chłopaków z Erkado, w tym Olek Uchanow i Piotrek Kozak. Przed startem „na papierze” sprawa była więc jasna, za obstawienie jak będzie wyglądać pierwsza trójka dużej kasy wygrać by się nie dało. Po rozgrzewce oraz obejrzeniu wyścigów kobiet, juniorów i mastersów stanęliśmy na linii startu i mając przed sobą 10 okrążeń wyruszyliśmy na trasę. Już na pierwszej prostej uformowała się pierwsza trójka i na schodach prowadził Olek, drugi był Piotrek a tuż za nim ja. Olek szybko odskoczył, Piotrek jechał nieco za spokojnie jak na początek, ale jako, że wiedziałem, że z Olkiem nie mam szans to postanowiłem powieźć się trochę na kole. Tak było przez dwa okrążenia, na trzecim straciłem nieco równowagę przy podjeździe po schodach, musiałem kawałek podbiec i zgubiłem kontakt.

Przez kolejne okrążenia stopniowo, ale powoli traciłem dystans do drugiego zawodnika i powiększałem przewagę nad czwartym. Ogólnie mówiąc wyścig bez historii i nuda jak w telenoweli. Z czasem zaczęło się dublowanie wolniejszych zawodników, co tylko pokazuje jak słabo obsadzone były to zawody (pętla 1,2km nie jest tutaj dużym wytłumaczeniem). Jednym z ciekawszych momentów wyścigu była dla mnie końcówka 9. okrążenia, kiedy to widziałem już za sobą Olka, ale przyspieszyłem i nie dałem się dojść, dzięki czemu mogłem w prezencie pomęczyć się jeszcze jedną rundę i sam założyć kolejnego dubla ;) Na metę wjechałem z czasem 43:49, 3. open i 1. w elicie, czyli niespodzianek nie było. Wyścig szybki, intensywny, trasa łatwa technicznie, ale trzy podjazdy przy braku formy dawały mocno w kość. No i cóż, jeśli chodzi o elytę lubelskiego XC to „jestę mistrzę”. Żeby było ciekawiej to były już drugie mistrzostwa Lubelszczyzny w XC (po Family Cup), w których startowałem w tym roku. Trzecie będą za trzy tygodnie w Puławach, więc jeśli ktoś się jeszcze nie załapał na podium to nic straconego, „czym chata bogata” i „do trzech razy sztuka” ;)

Ekipa z Kraśnika zrobiła fajne zawody, z trasą, która może nie powalała, ale jej duża część była w mieście i podjazd oraz zjazd po schodach swoją funkcję promocyjną na pewno spełniły. Wszystko to nieźle zabezpieczone, w dodatku można było napić się mineralnej na trasie oraz zjeść banana i coś ciepłego po wyścigu, wszystko to oczywiście w ramach darmowego startowego. Jeśli można się do czegoś przyczepić to na pewno miłą pamiątką dla osób, które wywalczyły podium byłyby jakieś pamiątkowe medale czy pucharki. Myślę, że jeden puchar na imprezę z tyloma kategoriami wiekowymi to trochę mało i ten element jest zdecydowanie do poprawy.

I to by było właściwie na tyle jeśli chodzi o te zawody… Aha, na początku napisałem, że wyścig prawie pod domem, ale dało się bardziej pod domem. Jeśli ktoś nie wie o co chodzi to wyjaśniam. Otóż proszę Państwa, tego dnia na Lubelszczyźnie odbyły się dwie imprezy XC. Ta druga to AZS MTB Cup, który został rozgrany na trasie, na której bardzo lubię się ścigać, czyli lubelskim Globusie. Podobno Kraśnik był pierwszy, AZSy się nie dostosowały. Nie wiem, nie znam się, nie wypowiadam się. Wyszło bez sensu i ze szkodą dla obu imprez, konia z rzędem temu, kto to rozumie o co chodzi, ja takiej polityki nie pojmuję. I skończyło się na tym, że LKKG pojechało u siebie na Globusie, a Erkado u siebie w Kraśniku. Ja przekalkulowałem gdzie mam większe szanse i pojechałem o Kraśnika, ale bardzo, bardzo mi szkoda atmosfery Globusa. No ale cóż, tytuł Mistrza Województwa elity i 200zł bonu na części rowerowe piechotą nie chodzi… Sad but true!

PS. Relacja z Kraśniczyna wkrótce.